Kasa państwa nie jest w najlepszym stanie. Mizerne są wpływy z podatków – aż o 5,2 proc. mniejsze niż w ubiegłym roku (dane na koniec maja) – choć w budżecie założono, że w całym roku wzrosną o 10,2 proc.
Jeśli takie wskaźniki utrzymałyby się do końca roku, kasa państwa otrzymałaby z podatków o 35 mld zł mniej, niż założono (największe spustoszenie sieje VAT i akcyza – o 20 mld zł mniej). Ale to i tak optymistyczne szacunki, bo część ekonomistów uważa, że ubytki budżetowe sięgną nawet 50 – 60 mld zł.
Najważniejsze jest teraz, jak rząd zamierza pokryć tę lukę. Bo zapowiedziane na początku roku oszczędności rzędu 20 mld zł (jeśli w ogóle uda się je osiągnąć) na pewno nie wystarczą. Sęk w tym, że premier i minister finansów milczą w tej sprawie jak grób. Członkowie rządu deklarują, że podatki nie wzrosną, i przebąkują o możliwym wzroście deficytu. Jednak klarownych informacji co do kondycji budżetu i sposobów rozwiązania problemu po prostu brak.
Jednym ze sposobów na zwiększenie dochodów budżetowych jest podwyższenie dochodów z wypłaty dywidendy ze spółek, w których Skarb Państwa ma znaczące udziały. Jak wynika z szacunków „Rz”, gdyby rząd zażądał wypłaty całego zysku w formie dywidendy, uzyskałby z największych firm ok. 8,5 mld zł wobec zaplanowanych w budżecie 2,9 mld zł.
Resort skarbu na razie nie potwierdza takich zamiarów. – Na dziś planujemy, że z dywidend uda się nam uzyskać co najmniej 5 mld zł – mówi „Rz” Maciej Wewiór, rzecznik resortu. Ale wraz z pogłębiającymi się kłopotami budżetu apetyt na zyski spółek może rosnąć.