[b]Rz: Czy sytuacja budżetu z końca 2008 r. i przewidywany spadek dochodów w tym roku przypomina tę sprzed paru lat i tzw. 80-miliardową dziurę Bauca?[/b]
[b]Krzysztof Rybiński:[/b] Nie sądzę, aby groził nam aż tak duży spadek wpływów. Wówczas szacunki mówiły o deficycie 60 – 80 mld zł, choć faktyczny deficyt nie był aż tak duży. To jaki będziemy mieć deficyt teraz, zależy od skali spowolnienia gospodarki. Wszystko wskazuje na to, że będzie ono duże i bolesne, więc raczej nie uda się utrzymać deficytu poniżej 3 proc. PKB. Nie wiadomo, jak rząd potraktuje wydatki – wprawdzie u nas 70 proc. z nich to wydatki sztywne, ale w trudnych czasach można to zmienić.
[b]Najłatwiej będzie zrobić to, co stało się pod koniec 2008 r. – przyciąć limity dla ministerstw. Czy będzie to racjonalne?[/b]
Obniżając wydatki publiczne w okresie spadku inwestycji sektora prywatnego, można jeszcze bardziej spowolnić gospodarkę. Dziś to inwestycje publiczne mogą wypełnić lukę po zaniechanych inwestycjach prywatnych, szczególnie w infrastrukturze, tym bardziej że mamy na ten cel środki z Unii. Ale biorąc pod uwagę stan polskiej infrastruktury liniowej, technicznej i infrastruktury wiedzy, powinniśmy inwestować na potęgę, nawet jeśli nie znajdą się na to środki z Unii. To oczywiście wpłynie na zwiększenie poziomu deficytu, ale ja bym się tym nie przejmował tak długo, jak ten wzrost pozostanie pod kontrolą, czyli deficyt nie przekroczy znacznie 3 proc. PKB. My nie możemy sobie pozwolić na taki wzrost deficytu jak w Wielkiej Brytanii czy USA (8 – 9 proc. PKB), bo wtedy stracimy wiarygodność, ale jeśli pozostanie on na poziomie 3 – 4 proc., możemy liczyć na tolerancję inwestorów i napływ kapitału do Polski.
[b]Co powinien zrobić teraz rząd?[/b]