Na razie minister finansów ma świetną pozycję budżetową w tym roku. Deficyt po wrześniu sięgnął - zdaniem Hanny Majszczyk, wiceminister finansów - ok. 22 mld zł. Wcześniej resort finansów, którym kieruje Jacek Rostowski, szacował, że będzie to już37,7 mld zł.
- Jeśli po trzech kwartałach mamy już taki zapas, to należy się spodziewać, że całoroczny deficyt zamknie się kwotą nieco ponad 25 mld zł wyjaśnił Piotr Kalisz, główny ekonomista CitiHandlowy.
Wszystko za sprawą wyższego wzrostu gospodarczego i wyższej inflacji. Wynik deficytu poprawiła także wysoka wpłata z zysku NBP. Niższe od zakładanych są też wydatki. Resort finansów zakładał, że po sierpniu ministerstwa wydadzą blisko 209 mld zł, tymczasem wydały zaledwie 202 mld zł.
Ekonomiści obawiają się jednak, że pod koniec roku dynamika wpływów budżetowych może spaść, choćby z uwagi na słabszy wzrost gospodarczy. - Nie przejmowałbym się tym jednak za bardzo, bo początek roku był dużo lepszy, niż można było oczekiwać mówi Kalisz. Spadek oznaczać więc będzie niższe wpływy w porównaniu z bardzo wysoką bazą. Tak dobre wykonanie budżetu powoduje, że ekonomiści są dużo większymi optymistami niż resort finansów, jeśli chodzi o poziom deficytu finansów publicznych w tym roku. Rząd zakładał obniżkę z 7,9 proc. PKB w 2010 roku do 5,6 proc. PKB w tym roku. Tymczasem niższy deficyt budżetowy sprzyja większemu obniżeniu deficytu całego sektora. - Może on spaść w tym roku nawet do 5 proc. - mówi Maciej Reluga, główny ekonomista BZ WBK. Nie spodziewałbym się jednak tak dużego cięcia, jak chciał rząd wprzyszłym roku.
W aktualizacji programu konwergencji zapisano ścięcie deficytu do 2,9 proc. PKB, tymczasem z rachunków ekonomistów wynika, że nie uda się go obniżyć bardziej niż do 4 - 4,5 proc. PKB i to przy założeniu, że rząd zrobi wszystko, co zapowiedział. - Raczej nic więcej nie zrobi, bo po wyborach będzie mało czasu na nowe przedsięwzięcia - wyjaśnia Reluga.