W przyszłym roku do wspólnego budżetu mamy odprowadzić ok. 17,7 mld zł – wynika z projektu ustawy budżetowej na 2014 r. To o 400 mln zł mniej niż plan na ten rok.
Spadek nie jest duży, ale to pierwszy taki przypadek, dotychczas składka do UE rosła z roku na rok, głównie przez to, że podstawowy wskaźnik wyliczania składki – poziom dochodu narodowego – cały czas rósł. W 2014 r. też wzrośnie, ale jak wyjaśnia Ministerstwo Finansów, zmienia się część tzw. mechanizmów korekcyjnych. Stare wygasają, a nowe zostaną ratyfikowane dopiero pod koniec 2015 r.
Saldo na plus
To niejedyne koszty, jakie Polska ponosi w związku z funduszami UE. Na współfinansowanie unijnych projektów z budżetu państwa mamy przeznaczyć w tym roku ok. 13 mld zł, a w przyszłym – ok. 12,3 mld zł. W sumie koszty integracji na 2013 r. można szacować na co najmniej 31 mld zł, a w 2014 r. na 30 mld zł. Wyższe były tylko w 2009 r. (45,8 mld zł), gdy rząd chciał dać kulejącej gospodarce pozytywny impuls.
Ale w sumie w rozliczeniach z UE pozostajemy oczywiście na plusie. Zarówno w tym, jak i przyszłym roku, rząd oczekuje rekordowych transferów z UE – odpowiednio 84 mld zł i 80 mld zł; dla porównania – w 2012 r. było to ok. 66 mld zł. W sumie będzie to ok. połowy wszystkich napływów z Unii, jakie otrzymaliśmy od maja 2004 r.
Pytanie, czy pomoże to gospodarce? – Odpowiedź wcale nie jest łatwa. Transfery z UE to w zasadzie tylko refundacja poniesionych wcześniej wydatków. A unijne pieniądze zaczynają pracować w gospodarce już w momencie podpisania umowy o dofinansowanie – zauważa Jerzy Kwieciński, ekspert BCC, były wiceminister rozwoju regionalnego.