– Ustawa gwarantuje polskim małym firmom handlowym równe prawa i równe szanse z dużymi potentatami – mówiła po wtorkowym posiedzeniu rządu premier Beata Szydło. Projekt trafi teraz do Sejmu w wersji ogłoszonej pod koniec maja.
Z podatku od sprzedaży detalicznej zwolnione zostaną obroty sprzedawców detalicznych do 17 mln zł miesięcznie, czyli 204 mln zł rocznie. Powyżej tej kwoty, a do 170 mln zł miesięcznie (2,04 mld zł rocznie) stawka wynosi 0,8 proc. Najwyższą, bo 1,4-proc. nałożono na firmy mającej ponad 170 mln zł obrotów miesięcznie.
Wiele kontrowersji
Ustawa ma wejść w życie 1 sierpnia. Rząd liczy w tym roku na 630 mln zł z tytułu podatku, docelowo ma on dać netto 1,7 mld zł. To sporo mniej od założeń, wcześniej mowa była nawet o 2–3 mld zł.
Pomysł na opodatkowanie handlu detalicznego budził kontrowersje nie tylko w branży, ale i w rządzie. Krytyczne stanowiska zgłaszały Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Ministerstwo Rozwoju. Resort cyfryzacji kwestionował sens opodatkowywania przychodów e-handlu. Ostatecznie z tego rząd zrezygnował.
– Krytycznie oceniamy projekt, jako że podatek o stawce progresywnej łamie zasady konstytucji, dotyczące równego traktowania podmiotów gospodarczych – komentuje w swoim stanowisku Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji (POHiD), zrzeszająca zagraniczne sieci. – Jest również sprzeczny z prawem europejskim, gdyż stanowi nieuprawnioną pomoc państwa. Projekt narusza również europejskie przepisy zakazujące dyskryminacji podmiotów gospodarczych – twierdzi organizacja.