Po thrillerze w Sao Paulo wyprzedził ich Kimi Raikkonen z Ferrari. FIA uznała go za prawowitego mistrza dopiero po kilku godzinach. Robert Kubica był na torze Interlagos piąty.Słynąca z nudnych telenoweli Brazylia tym razem zafundowała kibicom F1 prawdziwy dreszczowiec. Zgodny z najważniejszymi regułami gatunku: na początek zadrżała ziemia, potem napięcie rosło. Ziemia drżała przede wszystkim pod Hamiltonem, który wiedział, że jeśli przyjedzie na metę ostatniego GP sezonu na drugim miejscu, będzie mistrzem niezależnie od tego, co zrobią rywale. Już dwa tygodnie temu w Chinach mógł zapewnić sobie tytuł, ale przeszarżował i zniszczył opony tak, że nie dało się na nich jechać. GP Brazylii zaczynał z przewagą 4 punktów nad Alonso, 7 nad Raikkonenem i wydawało się, że rywale potrzebują cudu.
Nie potrzebowali, wystarczyła dobra taktyka Ferrari. Ruszający z pierwszego pola Felipe Massa przyblokował startującego z drugiego miejsca Hamiltona i już na pierwszych metrach obok lidera przemknęło Ferrari Raikkonena. W pierwszej sekwencji zakrętów przed Hamiltonem znalazł się także Alonso. Anglik desperacko próbował odzyskać straconą pozycję i już przed kolejnym zakrętem wylądował poza torem. Spadł na ósmą pozycję, po czym rzucił się w szaloną pogoń za uciekającą czołówką. Szybko poradził sobie z Jarno Trullim i Nickiem Heidfeldem, ale przewrotny los pozbawił go szansy na zaatakowanie jadącego na piątej pozycji Roberta Kubicy.
Srebrny McLaren nagle zwolnił, a Hamilton bezradnie przebierał palcami prawej dłoni, próbując zmusić oporną skrzynię biegów do wybrania kolejnego przełożenia. Wreszcie się udało, ale uciekło sporo cennych sekund i pozycji – lider punktacji spadł aż na 18. lokatę. Do końca wyścigu wywindował się na siódme miejsce, ale do utrzymania prowadzenia w klasyfikacji zabrakło dwóch punktów… Każde kolejne niepowodzenie Hamiltona kwitowane było owacjami brazylijskich kibiców – rosły bowiem szanse na zwycięstwo Massy. To niewiarygodne, ale ryk z tysięcy gardeł momentami był w stanie zagłuszyć hałas 20 wyścigowych silników.
Na czele duet Ferrari oddalał się w błyskawicznym tempie od bezradnego Alonso. McLaren mistrza świata był zdecydowanie wolniejszy od czerwonych samochodów. Massa prowadził do drugiej rundy tankowań, ale Raikkonen cały czas trzymał się bardzo blisko. Taka kolejność na mecie dałaby mistrzowski tytuł Alonso – przy trzecim miejscu Hiszpana Raikkonen musiał wygrać wyścig. Podczas drugiej rundy tankowań został na torze trzy okrążenia dłużej od Massy. Błyskawiczne tempo jazdy z prawie pustym zbiornikiem paliwa pozwoliło mu powrócić na tor przed kolegą z zespołu. Ile w tym zasługi Kimiego, a ile nieco wolniejszego tempa Massy – nie wiadomo. Wiadomo, że tzw. “polecenia zespołowe”, czyli nakazanie jednemu kierowcy przepuszczenia kolegi z zespołu, są w Formule 1 zabronione. Jednak zespoły, a zwłaszcza Ferrari, doprowadziły do perfekcji sztukę dokonywania takich manewrów w białych rękawiczkach.
Robert Kubica ruszał z siódmego miejsca, przyjechał na piątym, na listę wyprzedzonych przez niego kierowców trafili Mark Webber i Fernando Alonso. W końcówce Polak wykorzystał ostrą walkę Nico Rosberga i Nicka Heidfelda. Jednym manewrem wyprzedził obu Niemców i znalazł się na czwartej pozycji. Jednak na przedostatnim okrążeniu musiał uznać wyższość Rosberga.