Do dziś odszkodowania dostali tylko ci drobiarze, których stada zlikwidowano. – Pieniądze dostaliśmy w Wielki Piątek, trzy miesiące po zlikwidowaniu niosek. W sumie na sześciu hodowców z naszej wioski, których kurniki dotknęła grypa, rząd wypłacił około 6 mln zł. Wcześniej chodziliśmy od urzędnika do urzędnika, prosząc o przyśpieszenie wypłat. Mieliśmy niepłacone kredyty, zniszczony sprzęt do hodowli, puste kurniki. Odszkodowanie wydaję teraz na spłatę długów, zakup sprzętu, remont kurników, wstawienie nowych ptaków. Pierwsze pieniądze z nowego stada zobaczymy jesienią – wylicza Stanisław Fall, drobiarz z Sadłowa.
To jedna ze wsi, w których w grudniu wykryto dziesięć ognisk choroby i zlikwidowano prawie milion ptaków i 4 mln sztuk jaj. Bezpośrednio poszkodowanych zostało kilkunastu hodowców i to oni otrzymali rządowe odszkodowania – w sumie 12,7 mln zł.Szefowie resortu rolnictwa zapowiadali też pomoc dla około 1600 hodowców, których niedotknięte zarazą fermy znalazły się w pobliżu ognisk choroby. – Mieliśmy zdrowych 70 tys. indyczek i 15 tys. kur. Ferma znalazła się w strefie zapowietrzonej. Ptaki musieliśmy sprzedać o ok. 20 proc. taniej, a przez kolejne dwa miesiące mieliśmy zakaz wstawiania piskląt. W sumie straciliśmy ponad 100 tys. zł. Rząd zapowiadał pomoc, a potem zapadła cisza – opowiada Beata Domaradzka ze wsi Stawiszyn Zwalewo w powiecie żuromińskim.
Od początku roku w resorcie rolnictwa leży projekt rozporządzenia, które pozwala na wypłatę przez Agencję Rynku Rolnego pomocy w wysokości do 7,5 tys. euro. Do dziś rozporządzenie nie weszło w życie. – Tylko tyle można wypłacić bez zgody Unii. Dlatego przedstawiciele hodowców wnioskowali do ministra, aby uzyskać zgodę Brukseli na wyższą pomoc. Wniosek jest przygotowywany – wyjaśnia „Rz” Małgorzata Książyk z Ministerstwa Rolnictwa.