Szefowie kolejnych spółek deweloperskich potwierdzają, że od początku roku sprzedaż mieszkań nie zachwyca. Zapewniają jednak, że to nie wina braku klientów.
– Popyt na nowe mieszkania jest naprawdę spory, ale też na rynku jest wysyp tzw. mieszkań inwestycyjnych. One zabierają sporą część klientów. Na warszawskim rynku w tej chwili nawet kilkadziesiąt procent zawieranych transakcji to sprzedaż nowych lokali kupionych u deweloperów w latach 2005 – 2006 z myślą o odsprzedaży – szacuje Jarosław Szanajca, prezes Dom Development. Konkurencję widać po wynikach sprzedaży jego spółki, która w I kwartale tego roku sprzedała 328 lokali, a rok temu – 478.
Na konieczność konkurowania z własnymi klientami, którzy wcześniej inwestowali w mieszkania, narzekają także inne spółki. – To faktycznie problem – potwierdza Jerzy Zdrzałka, prezes J.W. Construction. – Inwestorzy, realizując spory zysk, i tak mogą sprzedawać taniej niż deweloperzy. A w szczytowych momentach nawet ponad 20 proc. naszej sprzedaży trafiało do inwestorów spekulacyjnych. I teraz w niektórych miejscach musimy z nimi konkurować – przyznaje.
Zresztą i prezes Szanajca potwierdza, że w czasie największego rozgrzania rynku, w 2006 r., do 20 proc. sprzedawanych przez Dom Development lokali trafiało w ręce inwestorów.
Wysyp lokali kupowanych jako inwestycje potwierdzają pośrednicy. – Jest coraz więcej takich ofert, zarówno od inwestorów indywidualnych, jak i instytucjonalnych. Część z nich należy do niewielkich firm rodzinnych zawiązanych na potrzebę kupna kilku mieszkań. To często inwestorzy hiszpańscy, irlandzcy, włoscy – mówi Marcin Jańczuk, dyrektor ds. rozwoju Polanowscy Nieruchomości.