„Yomiuri Shimbun” podał wczoraj, że w 2 milionach aut sprzedanych w Europie zamonotowano źle działające pedały gazu. Wada była już m.in. powodem wypadków aut w USA. W Europie dotyczy ona głównie modeli Aygo, z fabryki w czeskim Kolinie, wyprodukowanych w 2009 i 2010 r. Zdaniem japońskiego dziennika możliwe, że usterka jest także w modelach z poprzednich lat.
Wada sprowadza się do tego, że po „przyduszeniu” przez kierowcę pedał gazu nie wraca do poprzedniej pozycji bądź też wraca zbyt wolno. W tej sytuacji kierowca przestaje panować nad prędkością auta.
Japończycy przyznali wczoraj, że właściciele aut w Europie skarżyli się na ten defekt od wiosny 2009 roku. I od tego czasu sprawdzano, jaki jest powód nieprzewidzianych reakcji auta. – Decyzja dotycząca dodatkowych przeglądów w autach sprzedanych w Europie zostanie podjęta tak szybko, jak to możliwe – powiedział Etienne Plas, rzecznik Toyota Motor Europe w Brukseli.
Co innego usłyszeliśmy w polskim oddziale spółki. – Jest mało prawdopodobne, aby takie kłopoty mieli kierowcy, którzy kupili auta w Europie – powiedział „Rz” rzecznik Toyota Motor Poland Robert Mularczyk. Europejska centrala Toyoty poinformowała swoje oddziały, że w autach sprzedawanych w Europie nie stwierdzono jakichkolwiek problemów z pedałem gazu. Choć badania kontrolne w tej sprawie cały czas trwają.
Kłopoty z pedałem gazu Toyota miała dotychczas głównie w Stanach Zjednoczonych, gdzie wezwała do przeglądu aut właścicieli łącznie 6,6 mln pojazdów. W tej sytuacji kłopot mogą mieć posiadacze toyot, które zostały sprowadzone z USA w ramach prywatnego importu. W przypadku tych aut, nawet jeżeli są nowe lub prawie nowe, amerykańska gwarancja na terenie Europy nie obowiązuje. Samochody nie są więc sprawdzane w autoryzowanych serwisach w ramach bezpłatnych przeglądów. W dodatku TMP dopiero czeka na wytyczne w sprawie procedury kontrolowania pedałów. Dopiero gdy je otrzyma, przekaże dilerom. – Nie znaczy to, że posiadacze aut z rynku amerykańskiego będą pozostawieni bez jakiejkolwiek pomocy. Jeśli ktoś zgłosi się do dilera, przynajmniej obejrzymy auto i sprawdzimy, czy coś się nie zacina – deklaruje Mularczyk.