Mimo że piloci Lufthansy wrócili do pracy, przywracanie normalnego rozkładu lotów potrwa do końca tygodnia. Piloci, stewardesy i obsługa naziemna obawiają się cięć płac, zwolnień oraz wymuszania bardziej wydajnej pracy.
Wczoraj Lufthansa zmuszona była do odwołania 900 rejsów, w większości połączeń wewnątrz Niemiec, ale i kilkudziesięciu lotów długodystansowych.
Część pasażerów zdołała przenieść się do samolotów partnerów ze Star Alliance, w tym polskiego LOT, który tam, gdzie było to tylko możliwe, podstawiał większe maszyny.
Od północy z niedzieli na poniedziałek zastrajkowało 4 tys. z 4,5 tys. pilotów Lufthansy zrzeszonych w związku zawodowym Vereinigung Cockpit (VC). Domagali się oni podwyżek płac o 6,4 proc., gwarancji zatrudnienia oraz zmiany kontraktów pilotów w liniach kupionych przez Lufthansę – Swiss, Austrian Airlines, Brussels Airlines – na takie, jakie mają pracownicy niemieccy.
Tym samym chcieli obniżyć ich konkurencyjność, bo piloci z Austrii, Szwajcarii i Belgii zarabiają mniej niż ich niemieccy koledzy. Gwarancje zatrudnienia otrzymali, z podwyżek zrezygnowali. Warunek wyrównania płac nadal jest sporny.