Porty lotnicze w Polsce już czują na plecach oddech Euro 2012 i prześcigają się w przygotowaniach do inwestycji. Ambitne plany rozwoju dotyczą rozbudowy terminali, modernizacji pasów startowych, podnoszenia klasy lotnisk, tak by można było na nich lądować w różnych warunkach pogodowych. Wszystko po to, aby Polska nie musiała się wstydzić przed kibicami piłki nożnej, którzy tłumnie – miejmy nadzieję – zjadą nad Wisłę, żeby wspierać swoich idoli.
[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/03/07/elzbieta-glapiak-wybrac-metro-pociag-czy-autobus/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Zadanie jest tym trudniejsze, że wszystkie chcą przeprowadzać zmiany, nie przestając ani na chwilę przyjmować i odprawiać pasażerów. Radzą sobie nawet z odwiecznym problemem, przed jakim stoją firmy z szerokim planem inwestycyjnym, czyli pozyskaniem kapitału. O dziwo pomysłów w tym zakresie nie brakuje – od podniesienia kapitału przez udziałowców poprzez emisję obligacji, kredyt, leasing zwrotny swoich nieruchomości po – w ostateczności – pozyskanie nowego udziałowca.
Chwilowy zastój w rozwoju ruchu powietrznego i wycofanie się kilku przewoźników z naszego rynku sprawiły wprawdzie, że o uruchomieniu dodatkowych lotnisk przestano mówić, ale takiej możliwości nie pogrzebano zupełnie, czego przykładem ma być Modlin. Szkoda tylko, że tak niewiele portów ma równocześnie w planach rozwój infrastruktury dookoła lotnisk – hoteli, centrów handlowo-biurowych czy wreszcie możliwości dotarcia na lotnisko. Albo że tak wolno te plany są realizowane.
Pomysłów, jak usprawnić dojazd z centrum miasta do lotniska, nie brakuje, problem w tym, że cały czas pasażer lądujący np. w Warszawie nie ma dylematu, czy wybrać metro, pociąg, autobus, czy wykosztować się na taksówkę. Miło byłoby, gdyby przynajmniej część z tych możliwości pojawiła się na Euro 2012.