Polska Grupa Energetyczna jako właściciel gdańskiej firmy może zapewnić jej niezależność nie tylko „na papierze”. Inwestor deklaruje, że nie „wchłonie Energi” i nie ograniczy jej działalności, chcąc tym samym odebrać argumenty krytykom tej transakcji.
– Zapewnienie niezależności Energi to nie jest ruch pozorowany z naszej strony, nie zamierzamy łączyć obu firm – zapowiada w „Rz” szef PGE Tomasz Zadroga.
Formalnie w umowie prywatyzacyjnej zobowiązał się do utrzymania siedziby spółki w Gdańsku i skierowania jej na giełdę. Ale w praktyce oznaczać to będzie, że Energa – jak do tej pory – ma zajmować się przede wszystkim sprzedażą i dystrybucją energii, a jej klienci nie staną się automatycznie klientami PGE. – Mając minimalne – w porównaniu z innymi firmami – moce wytwórcze, Energa jako grupa od początku działania musiała zapewnić sobie zyski, organizując dobrze handel energią i to się udało – mówi „Rz” anonimowo inny przedstawiciel PGE. – Nie ma powodu, by to burzyć.
Energa ma 2,8 mln klientów, działa m.in. w regionie gdańskim, toruńskim, płockim. Sprzedaje im rocznie 18 mln megawatogodzin energii.
W umowie z ministrem skarbu zarząd PGE zobowiązał się też do tego, że nie ograniczy prowadzonej przez gdańską grupę i jej główne spółki zależne podstawowej działalności, czyli wytwarzania, sprzedaży i dystrybucji energii elektrycznej i ciepła. Jednak w kontekście zmian, jakich rząd dokonał ostatnio w „Polityce Energetycznej Polski do 2030r.”, które zakładają zaangażowanie gdańskiej grupy w realizację programu elektrowni jądrowych, to działalność Energi powinna zostać rozszerzona. Nie wiadomo jeszcze, czy stanie się to już w przyszłym roku i jaka rola przypadnie Enerdze w tej inwestycji.