W czwartek ropa była najdroższa od dwóch lat. I wszystko wskazuje, że jej ceny będą nadal rosły. Niestety przełoży się to na ceny, jakie płacimy na stacjach benzynowych.
Ceny ropy twardo trzymają się powyżej 90 dol. za baryłkę. Wczoraj po południu baryłka surowca gatunku Brent kosztowała 93,45 dol. Wzrost cen wspiera popyt napędzany wyjątkowo mroźną zimą w Europie i informacje o malejących zapasach w Stanach Zjednoczonych.
Dodatkowo ceny ropy "pompują" analitycy i przedstawiciele organizacji krajów producentów ropy OPEC, którzy twierdzą, że 100 dol. za baryłkę to tylko kwestia czasu. Zdaniem przedstawiciela Libii w OPEC Szokri Ghanema obecne ceny odzwierciedlają zdrową sytuację na w pełni zbilansowanym rynku: – A szczerze mówiąc, ceny powinny jeszcze trochę się poprawić. Tak naprawdę uczciwą ceną byłoby 100 dolarów za baryłkę. Ghanem, przewodniczący libijskiej Narodowej Korporacji Ropy, znany jest wprawdzie ze swoich "jastrzębich" poglądów, ale takich wypowiedzi słychać coraz więcej w przeddzień rozpoczęcia kolejnej ministerialnej konferencji kartelu. Zdaniem analityków jest mało prawdopodobne, aby producenci zrzeszeni w OPEC zdecydowali się teraz na zwiększenie produkcji. "Wzrost cen do 100 dolarów za baryłkę odbędzie się bez żadnych specjalnych przeszkód" – czytamy w opracowaniu Barclays Capital.
Zaskoczeniem było także zmniejszenie zapasów w Stanach Zjednoczonych, o czym informacja dotarła na rynek w czwartek rano. Okazało się, że od 26 listopada zmniejszyły się one o 19 mln baryłek i był to największy taki spadek od roku 1998. Oliver Jakob z Petromatriksa uspokaja jednak, że może być to efekt czysto podatkowego zabiegu, kiedy wykazuje się mniejsze zapasy, aby tym samym przed końcem roku uniknąć płacenia większej daniny dla państwa. W rozmowie z "Rz" Jakob przyznał jednak, że rynek jest nastawiony w tej chwili wyłącznie na podwyżki i jego zdaniem należy liczyć się z tym, że ceny będą specjalnie wyżyłowane w okresie międzyświątecznym, bo ropy na rynku będzie bardzo mało, także ze względu na przerwę świąteczną.
Wyższe ceny widzi także Patrick Armstrong z Armstrong Investment Managers. Jego zdaniem ceny dojdą do 100 dol. za baryłkę, bo w sytuacji ogromnego zamieszania na rynkach walutowych fundusze inwestycyjne postawiły teraz na surowce, a ropa jest jednym z najbardziej pożądanych. Armstrong uważa jednak, że na rynku pojawi się więcej ropy, bo cena powyżej 90 dol. za baryłkę zachęca do zwiększenia produkcji.