Poprzednia wersja Mazdy 5, która pojawiła się na rynku w 2005 r., to był solidny, przestronny i dobrze jeżdżący minivan. Stylistyka auta nie była jednak zbyt oryginalna. W ubiegłym roku zadebiutowała nowa odmiana „piątki" ubrana już w bardziej wyzywające ciuszki. Nadwozie zaprojektowano zgodnie z motywem stylistycznym „nagare" (przepływ), który dotychczas stosowany był w samochodach koncepcyjnych koncernu z Hiroszimy. Duży, pięciokątny wlot powietrza, okraszony wąskimi, zachodzącymi na boki kloszami przednich reflektorów kojarzą się z „uśmiechniętą buzią". Oryginalne wytłoczenia na bocznych drzwiach mają przypominać kształt jaki się tworzy na powierzchni wody podczas podmuchu wiatru. Z tyłu mamy ukryty pod płachtami szkła ostatni słupek i szerokie, poziome światła. Oglądając nową Mazdę 5 miałem mieszane uczucia. Z jednej strony odważny, sportowy design pasuje do ciężkiej bryły auta jak pstrokata koszula na niedzielny obiad u cioci. Z drugiej, dzięki tym stylistycznym fajerwerkom „piątka" wyróżnia się w dość nudnym świecie pudełkowatych minivanów i przyciąga wzrok na ulicach.
W środku wygląd zmieniła nieco deska rozdzielcza. Ekran komputera pokładowego umieszczono wysoko nad konsolą środkową, dzięki temu łatwiej jest odczytywać jego wskazania bez konieczności odrywania wzroku od jezdni. Mieści się na nim też więcej informacji, nie tak jak w poprzednim modelu, gdzie musieliśmy wybierać, czy chcemy widzieć aktualny czas, czy np. średnie spalanie.
Między zegarami pojawił się duży niczym w rajdówce, wyświetlacz aktualnego biegu z podpowiedzią, w którym momencie najlepiej zmienić przełożenie.
Szkoda, że nie poprawiono jakości materiałów kokpitu. Kierowca nadal otoczony jest czarnym, twardym plastikiem.
Bardziej komfortowe stały się fotele, w starym modelu oparcia nie były zbyt miękkie i dłuższa podróż mogła się zakończyć bólem pleców.