Wynajęcie prywatnego samolotu na 7 miejsc, np. Learjeta 55, kosztuje do 2500 dolarów za godzinę — stwierdził pilot Carlos da Silva. Dotąd woził bardzo bogatych klientów, ale teraz otrzymuje coraz częściej zapytania od grup Wenezuelczyków z klasy średniej, którzy chcą podzielić się kosztami lotu.
- Pojawił się popyt, bo ludzie są zdesperowani — ocenia inny pilot Nicolas Veloz, który szacuje jego wzrost na 20 proc. w ostatnich miesiącach. — Ludzie mają różne sprawy zagranicą związane z biznesem, nauką, zdrowiem. Niektórzy muszą po prostu pilnie polecieć.
Ludzi, których nie stać na wynajęcie prywatnej awionetki czy zdobycie miejsca w samolocie zwykłych linii lotniczych, wybierają bardziej mozolne podróże lądem lub morzem. Yane Gonzalez (39) pojawiła się pewnego ranka na maleńkim dworcu autobusowym Rutes de America w Caracas, aby udać się w 4-dniową podróż przez Andy i Kolumbię do stolicy Peru, Limy, odległej o kilka tysięcy kilometrów. — Oczywiście wolałabym polecieć — stwierdziła kobieta po zrezygnowaniu z pracy w kiosku z kanapkami, aby zacząć nowe życie w Peru — ale w linii lotniczej nie było miejsc.
Komplikacje walutowe
Problem z transportem lotniczym jest najnowszym objawem różnych napięć w gospodarce Wenezueli, a powstał, gdy rząd zażądał, by bilety sprzedawano w kraju w miejscowej walucie, boliwarach. 24 linie lotnicze sprzedały bilety za równowartość 3,6 mld dolarów, ale nie mogą zamienić boliwarów na waluty wymienialne — twierdzi IATA — bo władze zwlekają z wydawaniem zezwoleń w ramach prowadzonej przez rząd od dziesięcioleci surowej polityki dewizowej.
- Niestety ten kraj odłączył się od światowej gospodarki i grozi mu większa izolacja. Jest nie do utrzymania dla linii lotniczych latanie do kraju, który im za to nie płaci — stwierdził rzecznik IATA, Jason Sinclair.
Trwają negocjacje i około jednej trzeciej przewoźników osiągnęła wstępne porozumienie, ale warunki są niekompletne i brak im jakichkolwiek gwarancji — dodał Sinclair.