O wynikach spółki poinformował w środę marszałek woj. śląskiego Mirosław Sekuła (PO). Tego dnia podsumował niespełna dwa lata swojej działalności na czele zarządu woj. śląskiego. Jak mówił, Koleje Śląskie były jednym z większych wyzwań. Sekuła objął funkcję marszałka po tym, jak jego poprzednik Adam Matusiewicz (PO) stracił ją na przełomie 2012 i 2013 r. – właśnie wskutek chaosu, jaki powstał, gdy spółka ta przejęła większość przewozów kolejowych w regionie.
„Najtrudniejszym zadaniem dla mnie, w przypadku Kolei Śląskich, było przejście z sytuacji, że Koleje Śląskie walczą z wszystkimi, na wszystkich frontach i wszędzie mają wrogów – do sytuacji, że Koleje Śląskie mają sprzymierzeńców" - mówił Sekuła.
Jak przypomniał, przejmowanie przez tę spółkę przewozów kolejowych w woj. śląskim odbywało się w „ogromnym konflikcie" z Przewozami Regionalnymi i „dużym konflikcie" z Urzędem Transportu Kolejowego. Zastrzegł też, że upadłość Kolei Śląskich nie wchodziła w rachubę. „Wytyczna środowisk politycznych była jednoznaczna: masz je uratować" - zaznaczył marszałek.
Jeszcze 2013 r. spółka – wdrażająca od czerwca 2013 r. program naprawczy – zamknęła ze stratą ok. 61 mln zł. Kwota ta wynikała przede wszystkim z fatalnych wyników w pierwszych pięciu miesiącach ub. roku (średnio miesięcznie spółka traciła wtedy 9-11 mln zł). Wdrożony program naprawczy zakładał zmniejszenie strat w ostatnich miesiącach roku do zera. Ograniczono wówczas m.in. liczbę wykonywanych połączeń o 39 proc., podniesiono ceny biletów – średnio o 10 proc. - i zlikwidowano część ofert promocyjnych.
Na roczną stratę w 2013 r. sięgającą 60-64 mln zł samorząd woj. śląskiego przygotował się zapewniając odpowiednie – zapobiegające ewentualnej upadłości - podwyższenie kapitału zakładowego. Ostatecznie region przeznaczył na ten cel 63,6 mln zł. O ok. 25 mln zł więcej niż pierwotnie planowano samorząd zapłacił też za świadczenie usług przewozowych.