Sytuacja jest bardzo dynamiczna. W sobotę prezes Gazpromu zapowiedział, że koncern zmienia strategię wobec Europy. Główny strumień gazu nie popłynie na Zachód przez Ukrainę, ale Turcję do granicy z Grecją. Tam powstanie hub gazowy, skąd ok. 50 mld m
3
będzie kierowane do krajów bałkańskich, na Węgry, do Austrii i Włoch. Dodał, że na zaniechaniu budowy South Stream, o co Rosja obwinia Unię, sama Bułgaria straci ok. 3 mld dol. z niezrealizowanych inwestycji oraz dochody roczne z tranzytu.
W niedzielę prezydent Putin rozmawiał o gazie z władzami Serbii i Węgier. Mieli oni zachęcać rosyjskiego prezydenta, by nie rezygnował z budowy gazociągu omijającego Ukrainę.
Dziś gazeta Wiedomosti pisze, że „Gazprom nie śpieszy się z rzeczywistym zamknięciem projektu South Stream. Na razie formalnie tylko jedna firma dostała powiadomienie o wstrzymaniu inwestycji". Dziwnym zbiegiem okoliczności jest to włoska firma Saipem (43 proc. należy do udziałowca South Stream - koncernu Eni), która jeszcze nie rozpoczęła żadnych prac. Saipem miał dostarczyć statek do układania rur na dnie Morza Czarnego.