Czy kryzys związany z Covid-19 osłabił przemysł obronny? Czy spółki Polskiej Grupy Zbrojeniowej wyszły z pandemii bez większych strat? Najpierw jako wiceszef MON odpowiedzialny za modernizacje armii, a od początku 2021 r. prezes PGZ, miał pan doskonałą pozycję obserwacyjną.
Gdy pojawiło się zagrożenie, szybko wprowadzaliśmy w firmach odpowiednie reżimy sanitarne i inne rozwiązania oraz dostosowywaliśmy do nich organizację pracy. Na szczęście krytycznych momentów związanych z masowymi zachorowaniami w zakładach nie było. Pandemia dała nam ważną lekcję, z której teraz wyciągamy wnioski. Covidowe perturbacje i blokady w wymianie handlowej poprzerywały łańcuchy dostaw istotnych importowanych komponentów do produkcji. Mieliśmy problemy ze zdobyciem zamawianych części, bo pierwszeństwo w zaopatrywaniu firm w deficytowe materiały rezerwowano w pierwszej kolejności dla rodzimych producentów. Zobowiązania wynikające z kontraktów wobec PGZ, i innych zagranicznych firm zeszły na drugi plan. Musimy teraz uwzględnić podobne zagrożenia i ryzyka przygotowując i planując inwestycje obronne w naszym kraju. W przemyśle zbrojeniowym musimy być w większym stopniu samowystarczalni. Zwłaszcza obecnie, gdy MON zdecydowało o radykalnym zwiększeniu zamówień wojskowych, co jest reakcją na rosnące zagrożenia dla bezpieczeństwa Rzeczypospolitej. Można zatem powiedzieć, że przemysł zbrojeniowy nie doznał większych strat w wyniku pandemii.
Czy zakup w USA potężnych czołgów Abrams przekreśli plany budowy własnej pancernej broni którą zapowiadał program modernizacyjny „Wilk"? Szkoda byłoby nie wykorzystać tradycyjnych kompetencji, potencjału i bogatego dorobku czołgowego ośrodka w Gliwicach.
Nie wycofujemy się z zamiarów budowy nowoczesnego polskiego czołgu podstawowego. Nawet zamówienie 250 ciężkich Abramsów nie zaspokaja potrzeb obronnych państwa. Prognozy mówią, że powinniśmy mieć na wyposażeniu co najmniej 1000 nowoczesnych czołgów odpowiadających na wyzwania współczesnego pola walki, plus oczywiście sprzęt towarzyszący: mosty, wozy zabezpieczenia technicznego, itd. Dlatego program „Wilk", niezależnie od uzupełnień jakie zapewnią w najbliższych latach Abramsy, będzie kontynuowany. Zresztą możemy powiedzieć, że chodzi w nim o inny typ czołgów niż amerykańska konstrukcja. Jesteśmy też nadal zainteresowani i gotowi, by z naszym udziałem rozwijać broń pancerną w ramach międzynarodowych europejskich projektów, o których na Zachodzie głośno od kilku już lat. Wspomniane przez pana tradycje w Bumarze rzeczywiście są, ale jeśli chodzi o kompetencje produkcyjne, to one niestety osłabły, co ma związek z tym, że nie produkujemy czołgów od ponad dekady.
Zapowiadane przez ministra Błaszczaka zwiększenie liczebności armii do 250 tys. żołnierzy to ogromne wyzwanie. Wyposażenie takiej siły w niezbędny sprzęt i dobrą broń to koszty zdecydowanie przewyższające możliwości obecnego budżetu MON. A przecież PGZ ma dziś problem z nadążaniem za modernizacyjnymi potrzebami o połowę mniejszych sił zbrojnych. Przemysł nie poradził sobie nawet z terminową modernizacją ponad setki Leopardów 2A4, przejętych przed laty od Bundeswehry. Do tej pory udało się unowocześnić ich niespełna 20.