Szefowie największej firmy paliwowej w kraju zapowiedzieli miesiąc temu, że zamierzają dokonać takiej transakcji, a jej wartość szacuje się na prawie pół miliarda złotych.
Z informacji „Rz” wynika, że PKN poinformował o tym także Ministerstwo Gospodarki, które odpowiada m.in. za bezpieczeństwo energetyczne kraju.
– Orlen nie musi występować do nas o zgodę na sprzedaż części zapasów, ważne, by odbyło się to zgodnie z obowiązującym prawem – wyjaśnił „Rz” dyrektor Departamentu Ropy i Gazu w resorcie gospodarki Maciej Kaliski. – Główny warunek, jaki musi spełnić Orlen, to możliwość odzyskania tych zapasów, gdy zajdzie taka potrzeba.
Ponad połowa rezerw Orlenu ma charakter strategiczny (tzw. zapasy obowiązkowe) i koncern musi je udostępnić w razie kryzysu na żądanie ministra gospodarki. Od 2008 r. zarówno Orlen, jak i Lotos oraz importerzy paliwa muszą utrzymywać zapasy wystarczające na 76 dni. Dla obu rafinerii to szczególnie kłopotliwe, bo wycena rezerw wpływa na wyniki finansowe, a gdy notowania ropy spadają, wartość zapasów także i – jak to miało miejsce na koniec 2008 r. – może poważnie obciążyć bilanse obu spółek.
Odpowiedzialny za finanse Orlenu Sławomir Jędrzejczyk zapewniał pod koniec lutego, że z uwolnieniem zapasów nie będzie problemów. – Chcemy mieć pewną paletę instrumentów finansowych, z których będziemy swobodnie korzystać – typu wydłużanie terminów zapłaty za ropę, faktoring, sprzedaż zapasów. Nie chcemy być uzależnieni tylko od kredytów bankowych – wyjaśnił wiceprezes PKN.