Według projektu pakietu stabilizacyjnego przygotowanego przez Kancelarię Premiera w przyszłym roku mamy wydać aż 21,3 mld zł unijnej pomocy. To prawie o 5 mld zł więcej niż plan minimum przedstawiony przez szefową rozwoju Elżbietę Bieńkowską kilka tygodni temu, czyli 16,4 mld zł.
Te dodatkowe 5 mld zł ma być m.in. wynikiem przyspieszenia dużych inwestycji transportowych. – To realny plan, ale by go wykonać, konieczna jest mobilizacji urzędników Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad i PKP PLK. I uproszczenia w procedurach inwestycyjnych – mówi „Rz” Janusz Mikuła, wiceminister rozwoju regionalnego. W styczniu 2009 r. powinniśmy przedstawić Komisji Europejskiej do akceptacji 15 wniosków dotyczących inwestycji drogowych na 3,8 mld zł, a do końca marca – kolejne na 12 mld zł.
MRR liczy też na pomoc samorządowców. W tym roku realizacja programów regionalnych wygląda źle. – Jeszcze w pierwszej połowie przyszłego roku chcemy uruchomić większość konkursów – informuje Mieczysław Struk, wicemarszałek województwa pomorskiego. – Nasz plan minimum to 300 mln zł, ale możemy wydać nawet 1 mld zł. Tylko resort rozwoju musi zdążyć ze zmianami prawa – mówi Leszek Wojtasiak, wicemarszałek województwa wielkopolskiego. Eksperci obawiają się jednak, że zamierzenia rządu są zbyt ambitne. Zdaniem Artura Bartoszewicza, eksperta ds. funduszy unijnych PKPP Lewiatan, plan jest bardziej realny, ale dopiero w 2010 roku. – Będzie to pierwszy rok, kiedy Polska musi rozliczyć się z części przyznanych pieniędzy, zgodnie z zasadą n+3. Groźba utraty środków to najlepsza mobilizacja – twierdzi Bartoszewicz.
– Wiele firm wstrzymuje lub ogranicza inwestycje, które mają być współfinansowane z unijnych funduszy. Wolą poczekać, zobaczyć, co się będzie działo w gospodarce za pół roku – mówi Michał Gwizda z Accreo Taxand. – To może przeszkodzić w tych planach. Jednak rząd jest zdeterminowany, by wydać w przyszłym roku jak najwięcej z wartej 67,3 mld euro kilkuletniej pomocy UE. Zdaje sobie sprawę, że stają się one jednym z głównym punktów wsparcia dla przyszłorocznego wzrostu gospodarki. – Wydatki na poziomie 21,5 mld zł mogą przyczynić się do tego, że dynamika PKB będzie o 0,5 – 1 pkt proc. wyższa – ocenia prof. Witold Orłowski, ekonomista PwC. Jeśli wzrost PKB w 2009 r. wyniesie 3 proc., wydatki z UE mogą odpowiadać nawet za 30 proc. tego wzrostu.
– W tym tempie pracy administracji nie ma jednak szans na wydatki rzędu 21,3 mld zł – zauważa Grażyna Gęsicka, była minister rozwoju regionalnego. – Urzędnicy będą rozliczani z realizacji unijnych programów przed premierem. To powinno wystarczyć, by przyłożyli się do pracy – mówi minister Mikuła.