Wczoraj mieliśmy kolejny dowód na to, jak bardzo warszawska giełda uzależniona jest od wydarzeń na rynkach zagranicznych.
Do połowy dnia wydawało się, że WIG20 zdoła się utrzymać powyżej poziomu 1750 pkt. Akcje wprawdzie taniały, ale popyt uaktywniał się, gdy indeks znajdował się w okolicach tego poziomu.
Akcjom nie zaszkodziły krajowe dane o dużo gorszej produkcji przemysłowej, jakie podał rano Eurostat. Wystarczyła natomiast jedna informacja zza oceanu i sytuacja na rynku uległa błyskawicznej zmianie. Niestety, dla posiadaczy akcji na gorsze.
Tą informacją były dane o sprzedaży detalicznej. W grudniu sprzedaż spadła o 2,7 proc., podczas gdy analitycy oczekiwali spadku o 1,2 proc. Te dane są argumentem dla zwolenników tezy, że dotychczasowe działania amerykańskiej administracji w walce z kryzysem są niewystarczające i nie pobudziły gospodarki.
Po tych danych spadki na europejskich giełdach, w tym również w Warszawie, pogłębiły się. Na GPW akcje największych firm straciły ostatecznie 3,7 proc., a obroty pierwszy raz od prawie miesiąca przekroczyły 1,2 mld zł.