Dwudziestu kilku poparzonych w różnym stopniu pracowników kopalni wyjechało na powierzchnię o własnych siłach. W zagrożonym rejonie było ponad 40 osób. Zgon trzech górników lekarze stwierdzili jeszcze pod ziemią, pozostali zmarli po próbach reanimacji i w drodze do szpitali.
18 najciężej poparzonych górników (od 40 do 90 proc. powierzchni ciała), w tym sześciu z poparzeniami dróg oddechowych przebywa w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Są przytomni, będą poddawani seansom w komorze hiperbarycznej. Ale o ich życiu zdecydują niestety dopiero najbliższe doby.
Sześciu innych mężczyzn umieszczono w Szpitalu Wojewódzkim św. Barbary w Sosnowcu. Lżej ranni leżą w Rudzie Śląskiej, Katowicach-Ochojcu, Chorzowie, Bytomiu i Tychach. Łącznie hospitalizowano 41 osób.
Najbardziej prawdopodobną przyczyną wypadku był zapłon metanu. Gaz uwalnia się z pokładów węgla, zwykle przy drążeniu chodników, kiedy kombajn narusza strukturę górotworu. Jeśli ulegnie koncentracji, do jego zapłonu wystarczy nawet iskra z kabla.
Telewizja TVN24 dotarła do nagrania z kwietnia, które może świadczyć o tym, że w kopalni dochodziło do fałszowania czujników wykrywania metanu. Na amatorskim filmie nakręconym przez górnika widać, że odczyt stężenia przekracza normę i dociera w okolice ponad 9 proc.
Czujniki miały być przestawiane w miejsca napowietrzone, ponieważ przekroczenie 2-procentowego stężenia wyłącza prąd na danym odcinku. Anonimowy pracownik zapewnia, że informował o sprawie przełożonych i Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. 16 kwietnia ABW przekazała informacje Wyższemu Urzędowi Górniczemu i katowickiej Komendzie Wojewódzkiej Policji. WUG nie otrzymał wtedy nagrania; w poniedziałek nadzór górniczy opublikuje wyniki podwójnej kilkudniowej kwietniowej kontroli w kopalni.