Wybuch w kopalni Wujek-Śląsk: górnik został bez pracy

Górnik, który nagrywał fałszowanie wskazań metanomierzy w kopalni Wujek-Śląsk i ujawnił film telewizji, został bez pracy

Publikacja: 14.09.2010 22:07

18 września 2009 w kopalni Wujek-Śląsk wybuchł metan. Zginęło 12 górników, ośmiu kolejnych zmarło w

18 września 2009 w kopalni Wujek-Śląsk wybuchł metan. Zginęło 12 górników, ośmiu kolejnych zmarło w szpitalach.

Foto: Fotorzepa, Tomasz Jodłowski TJ Tomasz Jodłowski

Rok temu Leszek G., górnik pracujący w kopalni Wujek-Śląsk w Katowicach, przekazał stacji TVN 24 film, który wstrząsnął opinią publiczną. Można było na nim zobaczyć, jak fałszuje się wskazania stężenia metanu i naraża w ten sposób życie górników.

– Myślałem, że jako młody człowiek zmienię coś w górnictwie. Ale już tak nie myślę – mówi dziś gorzko 33-letni górnik. Od pięciu miesięcy jest bez pracy.

[srodtytul]Odsunięty od czujników [/srodtytul]

Leszek G. pracował w kopalni Wujek od grudnia 2006 r., najpierw jako pracownik działu wentylacji. Był po ekonomiku, wieczorowo zrobił uprawnienia górnicze. Trzy lata temu, we wrześniu, podczas pracy uszkodził sobie kręgosłup. – Przenosiliśmy tony pyłu, bywało, że na jednej dniówce trzeba było w czterech rozładować 20 ton. I tak nabawiłem się przepukliny kręgosłupa – wspomina. Kopalnia uznała jednak, że nie był to wypadek przy pracy.

Po powrocie z rehabilitacji Leszek G. od jesieni 2008 r. zaczął pracę w Wujku jako tzw. metaniarz. Odpowiadał za ścianę 9. Miał pilnować czujników metanu tam, gdzie fedrowano. – Wtedy zobaczyłem, jak wygląda to całe kopalniane BHP – opowiada G.

Metan to gaz wypływający z górotworu. W zbyt dużym stężeniu może być dla człowieka śmiertelny. Do eksplozji wystarczy iskra. Dlatego właśnie przy zbyt wysokim stężeniu czujniki metanomierzy wybijają, czyli odcinają prąd w kopalniach. Praca zostaje wówczas przerwana. Dla zakładów to straty.

Według relacji G. procedury w kopalni sprowadzały się do prostego hasła: górnicy mają pracować, a czujniki mają chodzić. – Dyspozytor potrafił mnie zrugać: Jak będziesz miał tyle wybić, osobiście zjadę na dół i ci jaja urwę – mówi Leszek G. – A przecież to chodziło o życie każdego z nas. Ja nie mogłem tego pojąć.

W kwietniu 2009 r. na ścianie, którą kontrolował z czujnikiem Leszek G., wybić prądu było dużo. – Fedrunek stawał, przodowi, dyspozytor, wszyscy byli na mnie wściekli – wspomina młody górnik. – Nie chciałem fałszować wyników stężeń, więc mnie odsunęli od czujników. G. skierowano do ciężkiej fizycznej pracy: noszenia rur do odmetanowania i kostki do budowy tam izolacyjnych. Dlaczego? Jego przełożony kierownik działu wentylacji ocenił, że górnik "nie posiada zdolności organizacyjnych".

[srodtytul]Kontrola nie dotarła [/srodtytul]

Leszek G. wysłał anonim na policję, w którym dokładnie poinformował o przekroczeniach stężeniu metanu. Wskazał ścianę 5 w Śląsku i 9 w Wujku. Dlaczego? – Bo chciałem żyć i nie chciałem mieć na sumieniu innych. A moje uwagi dozór ignorował – mówi.

Policja zleciła Wyższemu Urzędowi Górniczemu kontrolę dwóch ścian wskazanych przez anonimowe źródło. Przeprowadzono dwie.

W jednej uczestniczył Leszek G. – Przed pierwszą kontrolą zjechaliśmy na dół ponaglani przez szefów, że mamy się pospieszyć, bo Wyższy Urząd Górniczy jedzie – relacjonuje. – W wentylatorach na szybko montowaliśmy nawiewy, wietrzyliśmy chodnik. Szedłem za inspektorem WUG ze swoim metanomierzem. Inspektor wpisał 1,9 proc. stężenia metanu, a na moim wynosiło 7,6 proc.

Druga kontrola też się nie udała. Specjalnie zalano chodnik, żeby kontrolerzy nie mogli wejść. Leszek G. zeznał o tym później w katowickiej prokuraturze.

[srodtytul]Leszek nagrywa [/srodtytul]

G. postanowił nagrać to, co naprawdę dzieje się w kopalni. – Wszyscy o tym mówili, słyszeli. A ja postanowiłem zdobyć dowody. Bo chcę żyć – tłumaczy.

Przez cztery miesiące prywatną kamerą nagrywał wskazania ręcznego metanomierza, który miał przy sobie w kopalni, jednocześnie filmował, jakie stężenie metanu pokazuje czujnik stacjonarny umocowany w ścianie kopalni.

Na nagraniach z 28 i 29 kwietnia 2009 r. – czyli trzy lata po wielkiej tragedii w Halembie – G. zarejestrował, jak różnią się te pomiary. Ręczny metanomierz wskazuje np. 9 proc. (zagrożenie wybuchem), a dyspozytor metanometrii, który odpowiada za kontrolę w kopalni, podaje, że on ma na górze tylko 1,6 proc.

Jak to możliwe? Górnik opowiada, że wynik zaniża się przez umocowanie czujnika u wlotu świeżego powietrza. G. nagrał kamerą więcej takich "dniówek".

[srodtytul]Tam był mój brat [/srodtytul]

Pięć miesięcy później, 18 września, w kopalni Wujek-Śląsk doszło do katastrofy. 1050 metrów pod ziemią, na ścianie 5, w tzw. ruchu Śląsk wybuchł metan. Zginęło 12 górników, ośmiu kolejnych zmarło w szpitalach, ok. 36 odniosło obrażenia.

Wśród rannych był brat Leszka G., 28-letni ślusarz z kopalni Wujek-Śląsk. W szpitalu spędził trzy tygodnie.

– To dlatego ujawniłem te nagrania TVN. Byłem przekonany, że brat zginął, a ja, wiedząc o metanie, nic nie zrobiłem. Było mi już wszystko jedno – przyznaje dziś Leszek G. G. miał więcej nagrań, nie tylko te pokazane w telewizji. Otrzymała je Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a po katastrofie prokuratura.

Górnik przyznaje w rozmowie z "Rz", że od stycznia 2009 r. skrupulatnie zapisywał w zeszycie, kiedy, z kim i gdzie pracował i jakie stężenie wykazują jego czujniki, a jakie na ścianie.

G. brał na dół dwa metanomierze, by nikt nie podważył tych wyników.

– Odpowiadałem za pilnowanie ściany, a dokładnie czujników. Na zmianie rannej i popołudniowej było nas po dwóch, na nocnej – jeden. Kiedy byłem sam, rejestrowałem to kamerą. Potem zapisywałem wyniki, a właściwie ich różnicę w specjalnym zeszycie. Po przyjściu z pracy jeszcze raz dokładnie wpisywałem to samo do komputera. Po katastrofie nie wiem skąd i jak, w kopalni wszyscy wiedzieli, że to robiłem. Włamano się do mojej kopalnianej szafki. Wszystko skradziono, w tym zeszyt.

[srodtytul]Trzy razy zwalniany [/srodtytul]

Po katastrofie Leszek G. poszedł na zwolnienie i rehabilitację kręgosłupa. Lekarz z ZUS najpierw przyznał mu miesiąc rehabilitacji, potem, po krótkim powrocie do pracy, kolejne pięć miesięcy.

Leszek G., któremu orzecznik ZUS napisał, że ma wykonywać lekką pracę, starał się o zmianę warunków. Pisał pisma do dyrekcji. Nic nie wskórał. A kiedy pojawiał się na kopalni, słyszał o sobie "agent", "filmowiec". Ktoś poprzebijał opony w jego samochodzie. Z dokumentów wynika, że w ciągu trzech miesięcy dyrekcja kopalni Wujek-Śląsk zwolniła Leszka G. trzy razy, za każdym razem bez wypowiedzenia.

Dwukrotnie z "powodu ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych", a ściślej za nieobecność w pracy. Jednak za każdym razem wycofywano się z tego, kiedy się okazywało, że G. ma zwolnienie lekarskie.

Ostatecznie zwolniono go 30 kwietnia z powodu "wyczerpania podstawowego okresu zasiłku chorobowego tj. 182 dni".

W kwietniu G. napisał podanie do Stanisława Gajosa, prezesa Katowickiego Holdingu Węglowego, do której należy kopalnia Wujek-Śląsk, aby zgodził się go przenieść do innej kopalni. Odpisano mu, że dyrekcja podjęła zgodną z prawem decyzję o zwolnieniu go z pracy.

Leszek G. nie wytrzymał. 4 maja sam złożył podanie o zwolnienie i oskarżył pracodawcę o "naruszenie podstawowych obowiązków wobec pracownika". Prokuratura czeka na ekspertyzę

Pół roku po katastrofie w kopalni Wujek-Śląsk specjalna komisja powołana przez prezesa WUG potwierdziła m.in. zarzuty Leszka G., które mówiły o niewystarczającej wentylacji chodnika. Jak ustaliła komisja, w dniu katastrofy, od godziny 8.50 do chwili wybuchu, jaki nastąpił o 10.10, nie zrobiono nic, aby wyjaśnić, dlaczego metanomierz automatyczny wskazał przekroczenie dopuszczalnego stężenia metanu w tym rejonie. Nikt nie zareagował.

Leszek G.: – Nikt nie reagował, bo to norma.

Dwa tygodnie temu Okręgowy Urząd Górniczy w Katowicach, który prowadził postępowanie po wypadku, uznał, że za tragedię odpowiada 36 pracowników kopalni (wśród nich dwóch, którzy zginęli). Urząd skierował do sądu wnioski o ukaranie winnych, m.in. członka kierownictwa kopalni (główny elektryk) i ośmiu pracowników tzw. dozoru wyższego. Wszyscy wciąż pracują w kopalni, ale na innych stanowiskach.

Dziesięć osób ma zakaz pracy w kopalni, w tym dwie z kierownictwa zakładu.

– Pracuję w górnictwie od 22 lat i niejedno już widziałem, ale takiego drugiego piątku jak 18 września 2009 roku chyba już nie zdołałbym przeżyć – mówi Piotr Litwa, prezes WUG. – Przy tej katastrofie jeszcze raz potwierdziło się to, co wiedzieliśmy od 20 lat, że największym zagrożeniem w górnictwie węgla kamiennego jest metan połączony z ludzką brawurą, niedbalstwem i niefrasobliwością. 20 osób nie straciłoby życia w tej kopalni, gdyby przestrzegano przepisów, gdyby dbano należycie o urządzenia, gdyby prawidłowo wykonywano naprawy.

Jeszcze w tym tygodniu do Prokuratury Okręgowej w Katowicach ma wpłynąć ekspertyza zespołu biegłych specjalistów z Wydziału Górnictwa i Geologii Politechniki Śląskiej w Gliwicach. – To dla nas ważny dokument, bo podsumowujący i oceniający wszystkie ustalenia prokuratury. Wtedy będziemy mogli mówić o ewentualnych zarzutach – mówi prof. Marta Zawada-Dybek, rzeczniczka prokuratury. Zawada-Dybek potwierdza, że są dowody na nieprawidłowości w kopalni.

– Nie mam złudzeń. Ukarano mnie za to, że nie godziłem się na patologię – mówi bezrobotny dziś Leszek G. – A ja nie mogłem tego znieść. Ja ryzykowałem swoje życie i innych i nie godziłem się na to.

Jego brat leczy się od roku z depresji. Kopalnia uznała, że uraz psychiczny nie jest efektem wypadku w pracy. Odmówiła mu wypłaty odszkodowania.

Rzecznik holdingu Ryszard Fedorowski na wszystkie nasze pytania odpowiedział jedynie: – Pan G. złożył wypowiedzenie 4 maja, powołując się na art. 55 § 1 kodeksu pracy.

Rok temu Leszek G., górnik pracujący w kopalni Wujek-Śląsk w Katowicach, przekazał stacji TVN 24 film, który wstrząsnął opinią publiczną. Można było na nim zobaczyć, jak fałszuje się wskazania stężenia metanu i naraża w ten sposób życie górników.

– Myślałem, że jako młody człowiek zmienię coś w górnictwie. Ale już tak nie myślę – mówi dziś gorzko 33-letni górnik. Od pięciu miesięcy jest bez pracy.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Biznes
Aktywa oligarchów trafią do firm i osób w Unii poszkodowanych przez rosyjski reżim
Biznes
Rekordowe wydatki Kremla na propagandę za granicą. Czy Polska jest od niej wolna?
Biznes
Polskie firmy nadrabiają dystans w cyfryzacji
Biznes
Rafako i Huta Częstochowa. Będą razem produkować dla wojska?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Materiał Promocyjny
Dlaczego Polacy boją się założenia firmy?
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne