Po kilku tygodniach sporów między liderami Partii Republikańskiej – która wygrała listopadowe wybory do Kongresu – a prezydentem Barackiem Obamą udało się wreszcie znaleźć kompromisowe rozwiązanie w sprawie przedłużenia wygasających pod koniec roku ulg podatkowych wprowadzonych jeszcze przez George’a W. Busha.
Zgodnie z „ramowym” porozumieniem przez najbliższe dwa lata niższe podatki będą płacili wszyscy Amerykanie, a nie tylko rodziny zarabiające poniżej 250 tys. dol. rocznie. Przedłużone zostaną też m.in. ulgi od dywidend i zysków kapitałowych i ulgi na dzieci.
Ostateczne porozumienie ma być gotowe w ciągu kilku dni, bo musi zostać przyjęte przez Kongres przed końcem roku. Z kompromisu niezadowolonych jest jednak wielu liberalnych demokratów, wściekłych na prezydenta za tak daleko idące ugięcie się przed żądaniami republikańskiej opozycji. Barack Obama w zamian za ulgi dla najbogatszych, uzyskał bowiem od Partii Republikańskiej jedynie poparcie dla przedłużenia do 13 miesięcy okresu wypłacania zasiłków dla bezrobotnych.
Prezydent podkreśla jednak, że kompromis z republikanami jest i tak lepszy niż to, by od przyszłego roku „zwykli” Amerykanie płacili wyższe podatki. – Zgoda na podwyżki podatków dla wszystkich Amerykanów sprawiłaby, że statystyczna amerykańska rodzina płaciłaby o trzy tysiące dolarów więcej i kosztowałaby naszą gospodarkę ponad milion miejsc pracy – przekonywał gospodarz Białego Domu. Mimo to, zdaniem komentatorów, Obama może zapłacić za kompromis z republikanami bardzo dużą polityczną cenę.
Według CNN zgoda na przedłużenie ulg podatkowych może być traktowana jak nowy pakiet stymulujący gospodarkę, bo choć przez dwa lata będą one pogłębiać deficyt bud-żetowy, to powinny pomóc w utrzymaniu wzrostu gospodarczego, pobudzeniu aktywności gospodarczej i tworzeniu nowych miejsc pracy. Informacja o podatkowym kompromisie spodobała się inwestorom i we wtorek amerykańskie indeksy giełdowe zaświeciły na zielono.