Toyota i BMW testują w swoich samochodach rozwiązanie stosowane przez kalifornijską firmę Tesla Motors, która zamiast montować w pojazdach elektrycznych specjalnie produkowane na ich potrzeby akumulatory, postanowiła użyć baterii pochodzących ze zwykłych laptopów. Toyota będzie montowała od 2012 r. paczki akumulatorowe składane przez Teslę w elektrycznej wersji terenowej RAV4. BMW testuje 450 swoich Mini z bateriami Tesli pod maską. Daimler zdecydował się na montaż akumulatorów producenta w samochodach Smart i Mercedesach klasy A. Również Volkswagen prowadzi badania nad tą technologią.
Oczywiście, żeby możliwe było rozpędzenie samochodu potrzeba odpowiedniej mocy i nagromadzonej energii, tak więc baterii tych musi na pokładzie samochodu znajdować się odpowiednia ilość. Dla przykładu seryjnie produkowany samochód sportowy Tesla Roadster, który kosztuje 109 tys dol. ma ich pod maską 6831. Taka liczba akumulatorków pozwala według producenta na przyspieszanie „do setki” w 3,5 sekundy i przejechanie na jednym ładowaniu prawie 400 km.
[srodtytul]Wciąż za drogo[/srodtytul]
Nie tylko osiągi zachęciły duże koncerny do zwrócenia się w kierunku baterii litowo-jonowych. Główną przesłanką do ich montażu jest cena. Większe akumulatory stosowane przez General Motors, Nissana i Mitsubishi są po prostu droższe.
- W przeliczeniu koszt produkcji większych baterii litowych to około 700-800 dol. za kilowatogodzinę, podczas gdy paczka masowo produkowanych baterii laptopowych o tej samej wydajności kosztuje 200 dol. – powiedział Martin Eberhard, założyciel i prezes Tesli.