Nadzór górniczy liczy, że górnicy, gdy zagwarantuje im się anonimowość, będą mieli odwagę mówić o tym, że na dole dzieje się źle. A że dzieje się źle pokazuje m.in. raport WUG dotyczący wypadku w kopalni Jas-Mos, gdzie dozór górniczy dawał przyzwolenie na to, że pracowała tam niesprawna kolejka (zepsute hamulce), która zabiła w sierpniu 2010 r. dwóch ludzi.

Górnicy często widzą, że na dole łamane są przepisy. Spółki węglowe, które z powodu kryzysu przycięły wydatki inwestycyjne zapewniają, że na bhp nie oszczędzają. Ale sprawne maszyny pod ziemią to przecież jedna z podstaw bezpieczeństwa dziesiątek tysięcy ludzi!

Może i telefon zaufania sprawi, że o nieprawidłowościach będzie się mówić więcej, że będzie więcej kontroli w kopalniach, ale czy górnicy uwierzą w pełną anonimowość telefonu WUG? Nie jestem przekonana. Mają bowiem w pamięci sytuację z 2009 r. po wybuchu metanu w kopalni Wujek-Śląsk, gdy jeden z pracowników kopalni Wujek-Śląsk ujawnił w TVN24 film dotyczący podwyższonego stężenia metanu na dole (co prawda kilka miesięcy przed wypadkiem i na ruchu Wujek, a nie Śląsk). Efekt? Stracił pracę, o czym „Rz” [link=http://www.rp.pl/artykul/535752.html]pisała we wrześniu ubiegłego roku[/link].

Jak będzie teraz? WUG liczy na to, że górnicy nie będą bali sie mówić o nieprawidłowościach w kopalniach. Bo to sprawa na wagę ich zdrowia, a niekiedy życia. Jednak by tak się stało, muszą sami to zrozumieć, ale też mieć gwarancję, że jeśli odważą się o tym mówić, to nie stracą pracy. Czas pokaże, czy nowy pomysł WUG się sprawdzi.