Podpisanie nowych kontraktów potwierdziła agencji Biełta Marina Kostiuczenko rzeczniczka białoruskiego naftowego koncernu państwowego Biełnieftiechim (30 proc. udział w rynku paliw Białorusi).
Według Interfaksu Mińsk zgodził się płacić o 46 dol. za tonę ropy więcej. Ma to zrekompensować producentom białoruską podwyżkę stawki tranzytowej o 12,5 proc.
Spor rosyjsko-białoruski trwał od jesieni ubiegłego roku. Władze w Mińsku oczekiwały, że skoro kraj jest w unii celnej z Kazachstanem i Rosją, to całą potrzebną ropę rafinerie będą mogły kupować po preferencyjnych cenach. Tymczasem rosyjskie firmy były skłonne sprzedawać taniej surowiec wykorzystywany tylko do produkcji paliwa na potrzeby samej Białorusi. Natomiast za ropę, z której rafinerie miały wytwarzać paliwo na eksport, musiałyby płacić cenę rynkową.
Dostawy rosyjskiej ropy zostały wstrzymane z początkiem roku. Mińsk nie dostał już ok. 2 mln ton z tegorocznej puli 21,7 mln t, które kupi w Rosji. Z tego 18 mln t stanowi przesył rurociągami. Białoruskie rafinerie pracują na resztkach zapasów. Od początku sporu Łukaszenko próbował wymóc na Rosji dostawy taniej ropy (bez cła eksportowego). Zaczął nawet kupować drogą ropę z Wenezueli.
Tymczasem Rosjanie słali bez zakłóceń surowiec tranzytem przez ten kraj na potrzeby Polski i Niemiec. Poza tym Transnieft zdecydował o skierowaniu ropy, której nie dostały białoruskie zakłady, na eksport. I wybrali Primorsk, Noworosyjsk oraz Gdańsk jako poty przeładunkowe.