– Liczymy, że w tym roku uda nam się sprzedać pięć tysięcy samochodów osobowych – zapowiedział wczoraj prezes Mercedes-Benz Polska Jan Madeja. Ta prestiżowa niemiecka marka, która w ubiegłym roku odnotowała blisko 8-procentowy spadek sprzedaży, teraz znowu liczy na wzrost udziału w polskim rynku dzięki popytowi bogatych klientów. Jedną z tegorocznych lokomotyw ma być nowy model luksusowej limuzyny CLS. Na topową wersję tego auta będzie można wydać nawet 600 tys. zł.

Choć eksperci zapowiadają na 2011 rok spadek sprzedaży samochodów w granicach co najmniej 5 – 10 proc., auta z najwyższej półki cenowej nie będą narzekać na brak zainteresowania. Spółka AML Polska – importer luksusowej brytyjskiej marki Aston Martin – liczy na dwucyfrowy wzrost. W roku ubiegłym sprzedano w Polsce 21 takich samochodów. Za najdroższe – sześć egzemplarzy modelu DBS – kupujący płacili średnio ok. półtora miliona złotych, a za sześć sztuk modelu Rapid – około miliona za egzemplarz. – Największym powodzeniem cieszyły się samochody droższe, niż zakładaliśmy – przyznaje wiceprezes i dyrektor zarządzający AML Marcin Dąbrowski.

Skąd to powodzenie? Dla sprzedaży bardzo drogich aut jest po prostu dobry klimat. – Świadczy o tym otwarcie salonu Ferrari, serwisu Rolls Royce’a czy perspektywa uruchomienia sprzedaży kolejnych superluksusowych marek. Decyzje o zakupie takich aut podejmowane są teraz łatwiej – uważa Dąbrowski.

Nic dziwnego, że w ubiegłym roku o trzy czwarte podskoczył popyt na porsche. O 44 proc. wzrosła sprzedaż jaguara, o ponad połowę zwiększyła się sprzedaż land rovera i range rovera. Byłaby większa, ale w czerwcu importerowi skończył się „przydział” aut. W tym roku sprzedaż tych luksusowych terenówek mogących kosztować nawet pół miliona zł ma przekroczyć tysiąc sztuk.