- W celu dalszego wzmocnienia bezpieczeństwa dostaw, powinien zostać oceniony potencjał UE trwałego wydobycia i wykorzystania konwencjonalnych, a także niekonwencjonalnych (np. gaz łupkowy, łupki bitumiczne) rodzimych zasobów paliw kopalnych - brzmi zdanie dodane do projektu dokumentu końcowego brukselskiego spotkania, m.in. na temat energii.
Na razie nie udało się natomiast dopisać zdania z deklaracji Grupy Wyszehradzkiej przyjętej w styczniu, że każdy region UE powinien mieć zapewnione niezależne dostawy gazu z co najmniej dwóch zewnętrznych źródeł. W pracach nad projektem, Polska nie zdołała też wykreślić zapisu, że połowa dochodów z handlu uprawnieniami do emisji CO2 kupowanymi przez firmy powinna być przeznaczona na walkę ze zmianami klimatu.
Komisja Europejska przywiązuje dużą wagę do zapisów o finansowaniu inwestycji w interkonektory, które mają zagwarantować, że do końca 2015 roku UE stanie się jednolitym rynkiem energii i nie będzie na niej „izolowanych wysp", jak teraz kraje bałtyckie. Większa część inwestycji spadnie na firmy w sektorze energetycznym, co wyraźnie zapisano w dokumencie. KE proponowała, by mogły one zrekompensować sobie koszty podwyższonymi stawkami np. za przesył gazu - i taki zapis pozostał w projekcie.
Do czerwca KE ma przedstawić konkretne dane, ile pieniędzy potrzeba na inwestycje, które UE uzna za priorytetowe. Chodzi o takie połączenia, które mają gwarantować bezpieczeństwo dostaw w razie kryzysu, ale nie są rentowne z komercyjnego punktu widzenia, więc brak jest zainteresowania inwestorów prywatnych. Unijny komisarz ds. energii Guenther Oettinger szacował wcześniej, że z samego budżetu UE miałoby pochodzić ok. 800 mln euro rocznie.
W projekcie nie ma zapisu, że te środki miałyby pochodzić z unijnego funduszu spójności, choć Polska znalazła w takim apelu wsparcie Niemiec, wyrażone we wspólnym liście premiera Donalda Tuska i kanclerz Angeli Merkel opublikowanym przed szczytem. Chodzi o to, by nie tworzyć wydzielonych, sektorowych funduszy w ramach nowego budżetu UE po roku 2013.