„Amerykański urząd lotnictwa cywilnego FAA prowadzi wnikliwe postępowanie wyjaśniające okoliczności incydentów ze środy o świcie w wieży kontrolnej lotniska im. Ronalda Reagana w Waszyngtonie" — oświadczył na piśmie szef FAA, Randy Babbitt.
- „Na razie zawiesiliśmy kontrolera lotów we wszystkich obowiązkach operacyjnych. Jestem zdecydowany dotrzeć do pełnego wyjaśnienia tej sytuacji ze względu na bezpieczeństwo podróżnych. Jako były pilot linii lotniczej jestem osobiście oburzony tym, że kontroler nie wywiązał się z obowiązku udzielenia pomocy w lądowaniu dwóm samolotom" — dodać Babbitt.
Piloci samolotu B737 linii American Airlines lecącego z Miami i 320 United Airlines z Chicago ze 165 pasażerami i załogami nie mogli przez 30 minut skontaktować się z wieżą lotniska. Na wieży był wtedy jeden kontroler z ponad 20-letnim stażem pracy.
Pilot Boeinga podchodził już do lądowania, a ponieważ nie otrzymał zgody z wieży, musiał schować podwozie i wznieść się. Skontaktował się więc z ośrodkiem kontroli radarowej TRACON, 64 km od Wirginii, a jednocześnie krążył wokół lotniska.
- Jaki jest powód, że wieża milczy? — zapytał dyżurnego w TRACON. — No cóż, mogę tylko zgadywać, że kontroler wyszedł bez plakietki, zatrzasnął drzwi i nie może wrócić — odpowiedział pracownik z TRACON po kilku nieudanych próbach połączenia się z wieżą w Waszyngtonie. — Słyszałem, że zdarzało się takie coś — dodał. Taki incydent istotnie miał miejsce na tym lotnisku niemal rok temu.