E-myto miało uprościć i uszczelnić system pobierania opłat oraz zbliżyć polski transport do europejskich standardów. Tymczasem okazało się poważnym zagrożeniem dla firm transportowych.
Elektroniczną możliwość naliczania opłat za przejazdy ciężarówek wdrożyła 1 lipca firma Kapsch na zlecenie Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. System via Toll (urządzenia montowane na specjalnych bramkach nad drogami, czytające dane z tzw. viaboksów montowanych w pojazdach) zastąpił stare winiety. Kosztował 5 mld zł. Niestety, jest tak wadliwy, że notuje co miesiąc tysiące błędnych odczytów.
Przykłady szokują. – Według wskazań systemu via Toll jeden z moich pojazdów zaliczył bramkę na obwodnicy Gdyni 209 razy podczas jednego przejazdu! – mówi „Rz" Krzysztof Wójcik, przedsiębiorca z Rumi.
Transportowcy twierdzą, że wielokrotne naliczenia za ten sam przejazd są powszechne. Według nich system obciąża też za przejazdy fikcyjne, gdyż pojazd bywa rejestrowany w tym samym czasie w dwóch miejscach. Zdarza się, że wykazuje brak dokonanych już opłat. W praktyce to źródło ogromnych strat firm transportowych (miesięcznie bramki rejestrują ponad 37 mln transakcji). I gigantycznych kar nakładanych na podstawie błędnych danych (mandat za nieopłacony przejazd to 3 tys. zł).
99 tys. zł to kara, jaką Inspekcja Transportu Drogowego naliczyła kierowcy przez błąd systemu