W zasięgu iTaxi obok Warszawy znalazł się właśnie Wrocław, a w przyszłym tygodniu dołączy do tego Poznań. Do końca tego roku usługa obejmie jeszcze kilka dużych polskich miast. Aplikację iTaxi pobrało już ponad 10 tys. osób. Czy szybko rozwijające się przedsięwzięcie firmy informatycznej eo Networks i Łukasza Wejcherta okaże się realnym zagrożeniem dla korporacji taksówkowych?
- Nasza przewaga to z jednej strony krótszy dystans dojazdu taksówkarza na miejsce zamówienia, a z drugiej strony zdecydowanie krótszy czas oczekiwania na taksówkę – opowiada „Rz" Łukasz Felsztukier, współtwórca aplikacji, a zarazem dyrektor ds. rozwoju i marketingu iTaxi.
iTaxi wygląda trochę jak gra w telefonie komórkowym. Na mapie widać poruszające się punkty – to znajdujące się najbliżej taksówki. Kliknięcie w ikonę samochodu zdradza nazwę korporacji i cenę za 1 km trasy. Drugie kliknięcie – to zamówienie taksówki. Aby to zadziałało, obie strony – klient i taksówkarz – muszą mieć smartfona (iPhone lub aparat z systemem Android) i aplikację mobilną iTaxi. Taksówkarz przyjmuje kurs z iTaxi wtedy, kiedy akurat czeka na zlecenie z central, a z ankiet prowadzonych przez eo Networks wynika, że dzieje się tak średnio przez dwie godziny dziennie. Od każdego zamówionego w ten sposób kursu właściciele iTaxi pobierają prowizję (w Warszawie wynosi ona 3 zł brutto).
- iTaxi uruchomiliśmy komercyjnie w drugim tygodniu marca w Warszawie – mówi Felsztukier.- Podpisaliśmy umowy z 150 taksówkarzami z kilkunastu warszawskich korporacji. Nasz podstawowy model to współpraca bezpośrednio z taksówkarzami bez względu na fakt, z jaką korporacją podpisali umowę. W kolejnych tygodniach planujemy podpisać umowy z kolejnymi 100 taksówkarzami, a do końca roku – z około 1200 – twierdzi Felsztukier.
Firma podjęła już współpracę m.in. ze Stowarzyszeniem Merc Taxi. Mimo początkowej nieufności zgłosiło się do niej ponadto sześć korporacji zainteresowanych przystąpieniem wszystkich swoich taksówkarzy do iTaxi.