Czy nie widzi pan sprzeczności w polityce Unii Europejskiej, która z jednej strony wymyśla nowe podatki i opłaty, a z drugiej ogranicza możliwości rozwoju, chociaż-by narzucając limity w przejęciach przez przewoźników spoza Wspólnoty?
To chciałem powiedzieć: nie podcinajcie nam skrzydeł. Kiedy rozmawiam z przedstawicielami władz, zawsze mówię: transport lotniczy pomaga w rozwoju gospodarki i wzroście zatrudnienia oraz pozwala na większą integrację. I żadna władza nie powie, że tego nie chce. Jestem w branży wystarczająco długo, aby nauczyć się cierpliwości. Ale to godne pożałowania, ponieważ lotnictwo w tych najtrudniejszych czasach naprawdę mogłoby pomóc gospodarce. Tymczasem cały czas widzimy nowe podatki i ograniczenia w inwestycjach. W Polsce mam wrażenie, że rząd docenia wagę transportu lotniczego, co nie zmienia faktu, że mogłoby być lepiej.
W Unii Europejskiej poważ-nym problemem pozostaje udział lotnictwa w handlu emisjami dwutlenku węgla. Jak pan sądzi, czy ten problem uda się rozwiązać?
Oczywiście, tylko że to rozwiązanie musi być w skali globalnej. Natomiast Unia jednostronnym wprowadzeniem przepisów i opłat stworzyła bardzo napiętą atmosferę, więc jakikolwiek postęp w rozmowach jest bardzo trudny. Niestety, spowodowało to również usztywnienie stanowiska innych krajów, które nie chcą dyskusji na forum międzynarodowym, dopóki UE nie wycofa się ze swojego stanowiska. Ale nie wyobrażam sobie innej sytuacji. Chociaż z tego powodu jeden przewoźnik – Air Asia – już przestał latać do Europy.
Tyle że jest to sprawa do załatwienia na szczeblu rządów. O kosztach wiemy, że w tym roku wyniosą 1,2 mld dol. I słyszymy w Brukseli, jest to bardzo mało. Ale kiedy zgodnie z naszymi prognozami zyski globalne mają wynieść 3,2 mld dol., to te 1,2 mld wydaje nam się bardzo wysoką kwotą. I nawet nie pieniądze są ważne, tylko to, że Europa zdecydowała się na regionalne rozwiązanie globalnego problemu.
Co może w takiej sytuacji zrobić IATA?