Prezes Fiata Sergio Marchionne od miesięcy stara się wytłumaczyć w Brukseli, że załamanie się rynku motoryzacyjnego w Europie to problem europejski. Nie znajduje zrozumienia. Komisja Europejska nawet nie chce słyszeć o jakimkolwiek nowym programie pomocowym, bo nie chcą go Niemcy. Volkswagen, BMW oraz Mercedes zdołały zmniejszyć swoje kłopoty zwiększonym eksportem poza Europę. Niemieckie koncerny nie chcą państwowych pieniędzy, mimo że według prognoz ich rynek krajowy ma się w tym roku skurczyć o 7 proc.
– W Europie jest nadmiar mocy produkcyjnych i nie jest to tylko kłopot Fiata. Jeśli ta baza nie zostanie wykorzystana do eksportu na inne kontynenty, problem stanie się palący. Wówczas jedynym rozwiązaniem będzie zamykanie fabryk. Tak było w USA w 2008 r. i kraj potrafił się odbudować. Niestety Europa zachowuje się inaczej. Nie jest gotowa na zmiany. I jeśli mówimy dzisiaj, że Fiat ma problemy, to nie są to problemy korporacji, tylko Europy – powiedział Marchionne w rozmowie z „Rz".
W poniedziałek Fiat poinformował o zamknięciu pięciu fabryk ciężarówek Iveco. Pracę straci 1075 osób. Jednocześnie zwiększy się zatrudnienie w hiszpańskich zakładach Iveco w Valladolid.
Szef Fiata chce także wywrzeć presję na Niemców, aby zdecydowali się na zamknięcie niedochodowych fabryk. – Nie może być tak, że tylko Włosi zamykają fabryki – twierdzi Marchionne. I mówi, że znacznie łatwiej byłoby w Brukseli przepchnąć program oszczędnościowy przewidujący likwidację fabryk motoryzacyjnych we wszystkich większych krajach UE. Jedynym producentem aut w Niemczech gotowym do zamknięcia zakładu jest Opel. Ale pod naciskiem związków zgodził się na przedłużenie produkcji w fabryce w Bochum do 2017 r.
Jedynym rządem, który chce pomóc przemysłowi samochodowemu, jest Francja. Plan pobudzenia rynku motoryzacyjnego ma być gotów w ciągu kilku dni.