Wcześniej tego roku spółka Ralls Corporation poinformowała, że zakupiła cztery farmy wiatrowe w stanie Oregon. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że transakcja wywołała ostrą reakcję władz w Waszyngtonie. W ubiegłym tygodniu prezydent Barack Obama podpisał rozkaz, który zablokował sprzedaż instalacji chińskiej spółce. Jest to pierwszy taki przypadek w USA od 22 lat.

Teraz sprawa przenosi się z gabinetów polityków do amerykańskich sądów. Władzom Ralls Corporation nie spodobało się, że zostali pierwszą od ponad dwóch dekad spółką, której inwestycja została zablokowana przez Waszyngton. Reprezentujący firmę prawnicy napisali w pozwie, że amerykański prezydent „zachował się w sposób bezprawny i bezpodstawny". Dodatkowo w przesłanym komunikacie kierownictwo spółki, firma należy do dwóch osób z chińskimi paszportami, zarzuciło Barackowi Obamie postępowanie niezgodne z prawem oraz pogwałcające zasadę równego traktowania.

Biały Dom pozostaje niewrażliwy na te oskarżenia. W dniu w którym prezydent podpisał rozkaz, wystosowano komunikat. Barack Obama tłumaczył w nim, że „są wiarygodne dowody na to, że Ralls Corporation może przedsięwziąć akcje zagrażające bezpieczeństwu Stanów Zjednoczonych".

W jaki sposób chińska spółka mogłaby zagrozić USA? Farmy, o które toczy się spór, zlokalizowane są w ciekawym miejscu. W bliskim sąsiedztwie znajduje się baza Marynarki Wojennej USA, gdzie odbywają się ćwiczenia oraz testy najnowszych broni. Cała strefa objęta jest ścisłym zakazem lotów, a okoliczny teren udekorowany jest tablicami informującymi, że wstęp tylko za okazaniem stosownej przepustki. To właśnie tam testowane są m.in. nowe konstrukcje dronów. Amerykańscy wojskowi zwracają uwagę, że okoliczne działki są najlepszym miejscem do ich podglądania. W okolicy bazy maszyny często latają bardzo nisko (do 60 m nad ziemią) z małą prędkością (do 500 km/h). W ocenie amerykańskich specjalistów jest to wystarczający powód, by zablokować sprzedaż okolicznych wiatraków.