Telekomy w Europie coraz słabsze

Wielka piątka operatorów szuka sposobu na odwrócenie niekorzystnych trendów, przez które ich wartość zmalała o jedną trzecią w 6 lat.

Publikacja: 08.03.2013 01:16

– Najgorsze już za nami - mówił Stephan Richard, prezes France Telecom cytowany przez „Financial Times" tuż przed otwarciem tegorocznych targów branży telekomunikacyjnej w Barcelonie.

Faktycznie, trudno sobie wyobrazić, aby europejscy operatorzy, szczególnie o korzeniach państwowych, czyli dawni monopoliści, mogli popaść w jeszcze większe tarapaty. W ciągu 6 lat, przychody  czterech telekomów z tzw. Wielkiej Europejskiej Piątki (E5) na rynkach Starego Kontynentu skurczyły się o 23 proc., czyli o około 34 mld euro  Z szacunków „Rz" wynika, że ze 148 mld euro przychodów, jakie w 2006 r. odnotowały łącznie telekomy – niemiecki, francuski, włoski i hiszpański, w końcu ubiegłego roku zostało 114 mld euro. Tylko jeden członek E5 odnotował w tym czasie wzrost wpływów - brytyjski Vodafone.

Zyski gigantów wypracowywane w Europie także spadały, choć trudno ocenić jak szybko z powodu zmian, jakie zaszły w sposobie prezentacji danych. Czytając zestawienia literalnie można by stwierdzić, że France Telecom i hiszpańska Telefónica zarabiają dziś o 33 proc. mniej niż w 2006 r.

Duży wpływ na pogorszenie sytuacji gigantów ze Starego Kontynentu miały – i dalej – regulacje. Monopoliści stacjonarni są zmuszeni udostępniać sieci konkurentom na zasadach hurtowych. Operatorzy mobilni zostali przymuszeni do otwarcia swoich sieci i podpisywania tzw. umów o roamingu krajowym z wchodzącymi na rynek nowymi graczami. Aby zwiększyć konkurencję, regulatorzy przez ostatnich kilka lat przyznawali nowym sieciom mobilnym przywileje finansowe, pozwalające im zbudować własną sieć. Sieci komórkowe podlegają też cięciom cen roamingu międzynarodowego i hurtowych stawek za kończenie połączeń w ich sieciach (tzw. MTR). Komisja Europejska dąży do tego, aby stawki te były bliskie zeru.

275 mld euro wyniosła w 2011 roku wartość samych usług operatorów telekomunikacyjnych w Europie według ETNO

W ubiegłym roku w Brukseli zapachniało wiosną. Postrach operatorów o silnej pozycji rynkowej (tzw. pozycji dominującej), unijna komisarz Neelie Kroes miała zapowiedzieć, że poszuka rozwiązań pozwalających stymulować inwestycje w sieci szerokopasmowego dostępu do Internetu. To dlatego według szefa „FT", najgorsze już za operatorami.

– Wierzymy w ogłoszoną w lipcu ubiegłego roku politykę komisarz Kroes – mówił też Rene Obermann, prezes Deutsche Telekom, podczas telekonferencji z analitykami, na której prezentował wyniki swojej grupy za 2012 rok.

Obermanna nie będzie jednak już zapewne w gabinecie w Bonn, gdy faktycznie dojdzie do zmian w polityce Brukseli. Wczoraj jego firma podała, że menedżer pożegna się z nią z końcem roku. Wiadomo też już, że przechodzi do konkurencji. Obejmie stery w holenderskiej sieci kablowej Ziggo.  Kablówki to dziś jeden z największych konkurentów operatorów telekomunikacyjnych.

Informacja o odejściu Obermanna zbiega się w czasie z problemami niemieckiego regulatora rynku, który chciał oszczędzić tamtejszym operatorom komórkowym biedy i dążył do pozostawienia stawek MTR na poziomie o 80 proc. wyższym niż obowiązujące w pozostałych krajach Unii. Bruksela zaprotestowała.

– Jednym z powodów, dla których sektor ma problemy, jest rozdrobnienie. Porównanie ze Stanami Zjednoczonymi, czy Chinami mówi samo za siebie – uważa Luigi Gambardella, szef ETNO, organizacji zrzeszającej m.in. b. europejskich monopolistów. To właśnie na zgodę urzędników na transgraniczną konsolidację liczy dziś m.in. DT.

Wtedy partnerstwa, takie jak to T-Mobile i Orange w Polsce mogłyby przerodzić się w związek kapitałowy.

- Moim zdaniem konsolidacja operatorów europejskich nie uda się. Oczywiście, Bruksela zastanawia się, jak sprawić, aby rynek mógł konkurować z USA czy Chinami. Z drugiej jednak strony widać, że istnieje coś takiego, jak duma narodowa, która uniemożliwia przejmowanie dawnych operatorów narodowych przez telekomy z innych państw - wskazuje Tom Ruhan, przewodniczący ECTA, do której należą operatorzy alternatywni. – Idealnym rozwiązaniem zastępującym regulacje byłaby skuteczna konkurencja – mówi Ruhan. Ale póki co jest przykład, że monopole potrafią się odradzać. Dostarcza go rynek w Nowej Zelandii.

Konkurencja

Regulacje dały życie challengerom

Regulacje nie sprzyjały przez ostatnie lata dużym grupom telekomunikacyjnym w Europie. Jednak gdyby nie one, na Starym Kontynencie nie pojawiliby się tzw. challengerzy: operatorzy walczący dzięki wsparciu rządów ceną o klienta. Według firmy analitycznej Rewheel w krajach pozbawionych challengerów użytkownicy smartfonów, czyli najpopularniejszych dziś telefonów mobilnych, płacą za usługi więcej. Według Rewheel tam, gdzie dominuje tzw. Wielka Europejska Piątka (E5), czyli Deutsche Telekom, France Telecom, Telecom Italia, Telefónica czy Vodafone – ceny zwykle są wyższe. Nawet wówczas, gdy któryś z członków E5 pełni rolę challengera (taką funkcję spełnia np. Orange w Hiszpanii). Przebitka w cenach bywa nawet 10-krotna: cena za podobny pakiet (2 GB transferu i 200 minut do innych sieci) waha się od 8 euro do 78 euro. Tezy Finów potwierdza francuski regulator rynku – Arcep – cytowany przez dziennik „Les Echos". Według tego urzędu, odkąd rok temu we Francji pojawił się należący do Illiadu operator Free Mobile, wydatki użytkowników kart SIM spadły średnio o 13,7 proc., do 21,6 euro. Za równowartość około 80 zł można we Free kupić abonament z nielimitowanymi rozmowami, SMS-ami i 3 GB transferu danych. Polski Play nie ukrywał w ub.r., że francuski challenger go inspiruje. Operator 3, stworzony przez Hutchisona Whampoę o azjatyckim rodowodzie, koncentruje się na walce o abonenta Internetu. W Wielkiej Brytanii i Irlandii zaoferował taryfy skonstruowane na zasadzie „korzystaj, ile wlezie". W Europie jest łącznie 14 challengerów na w sumie 27 rynkach.

Opinia dla „Rz"

Luigi Gambardella przewodniczący stowarzyszenia europejskich operatorów ETNO, wiceprezes Telecom Italia

Przychody europejskich operatorów rosną znacznie wolniej niż w Azji i Ameryce Północnej. Musimy się zmierzyć z tym wyzwaniem. Wartość europejskich operatorów na giełdowych rynkach skurczyła się o 28 proc. od 2006 do 2012 roku, podczas gdy kapitalizacja firm internetowych powiększyła się o 101 proc. To nie tylko kładzie na szali długoterminową zdolność operatorów do inwestycji i stawia pod znakiem zapytania możliwość realizacji założeń europejskiej Agendy Cyfrowej, ale także zagraża konkurencyjności. W tym kontekście podejście regulacyjne musi ulec fundamentalnej zmianie, aby umożliwić operatorom rozwijanie nowych biznesów, pozwalających im odwrócić niekorzystne trendy.

– Najgorsze już za nami - mówił Stephan Richard, prezes France Telecom cytowany przez „Financial Times" tuż przed otwarciem tegorocznych targów branży telekomunikacyjnej w Barcelonie.

Faktycznie, trudno sobie wyobrazić, aby europejscy operatorzy, szczególnie o korzeniach państwowych, czyli dawni monopoliści, mogli popaść w jeszcze większe tarapaty. W ciągu 6 lat, przychody  czterech telekomów z tzw. Wielkiej Europejskiej Piątki (E5) na rynkach Starego Kontynentu skurczyły się o 23 proc., czyli o około 34 mld euro  Z szacunków „Rz" wynika, że ze 148 mld euro przychodów, jakie w 2006 r. odnotowały łącznie telekomy – niemiecki, francuski, włoski i hiszpański, w końcu ubiegłego roku zostało 114 mld euro. Tylko jeden członek E5 odnotował w tym czasie wzrost wpływów - brytyjski Vodafone.

Pozostało 88% artykułu
Biznes
Wada respiratorów w USA. Philips zapłaci 1,1 mld dolarów
Biznes
Pierwszy maja to święto konwalii. Przynajmniej we Francji
Biznes
Żałosne tłumaczenie Japan Tobacco; koncern wyjaśnia, dlaczego wciąż zarabia w Rosji
Biznes
„Nowy gaz” coraz mocniej uzależnia UE od Rosji. Mocne narzędzie szantażu
Biznes
„Rzeczpospolita” po raz drugi przyzna — Orły ESG
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO