Rz: Milionowe często zarobki top menedżerów dużych firm szokują nie tylko tych, którzy zarabiają poniżej krajowej średniej. Czy sądzi pan ,że wynagrodzenia szefów nadal będą rosły szybciej niż płaca Kowalskiego?
Zbigniew Dudziński:
Będą rosły szybciej, gdyż mamy coraz większą konkurencję o ludzi, którzy potrafią dokonać oceny ryzyka, działać strategicznie i którzy mogą zapewnić rozwój firmy, pomnażając jej wartość. Takich osób nie ma wcale zbyt wiele na rynku, który w dodatku jest coraz bardziej globalny. W zagranicznych spółkach w Polsce pracują menedżerowie z całego świata. Również krajowe firmy sięgają po cudzoziemców. W rezultacie płace menedżerów w Polsce wyrównują się z zarobkami szefów na Zachodzie.
Jednak na fali pokryzysowej krytyki ryzykownych zachowań wysoko opłacanych bankowców częściej mówiono o chciwości niż o konkurencji o dobre kadry.
Na pewno jest tu jakiś element chciwości, jak również osobistych ambicji. Nikt przecież nie chce zarabiać poniżej średniej w swej grupie porównawczej, bo to postrzegane jest jako deklasacja. A który z właścicieli zechce powierzyć swój majątek komuś, kto jest mniej niż średni? Takie myślenie napędza rankingi wynagrodzeń. Jednak nie znaleziono sposobu wyjścia z tej spirali. Wiadomo skądinąd, że w długim czasie w organizacjach nastawionych na zysk, wynagrodzenie materialne musi zrównoważyć postrzegalną wartość pracy. A swoistą cechą wynagrodzeń zarządzających jest to, że ich najniższy poziom zaczyna się nie od zera (jak w przypadku reszty pracowników), ale od średniej.