Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) w swojej najnowszej prognozie, podanej podczas walnego zgromadzenia w Kapsztadzie, podniosło w górę swoje szacunki zysku w bieżącym roku do 12,7 mld dol., wobec 7,6 mld dol. w 2012 r. i przychodów do 711 mld. dol. wobec 680 mld dol. Jest to o 2,1 mld dol. w górę w przypadku zysku i o 12,5 mld dol. w przypadku przychodów. Dla przypomnienia w marcu IATA prognozowała zysk na poziomie 10,6 mld dol.
W przeliczeniu na liczbę przewiezionych pasażerów linie nie zarobią kokosów: po 4 dolary na każdym, kto kupi ich bilety. W 2012 było to 2,50 dolara.
Dyrektor generalny IATA,Tony Tyler podkreślał, że wyższy zysk jest wynikiem przede wszystkim ogromnych oszczędności, głębokiej restrukturyzacji i innowacji.
—Nie mówiąc już o tym, że przy średniej cenie ropy naftowej na poziomie 108 dol. za baryłkę Brenta, to naprawdę ogromne osiągnięcie. Ale samoloty dzisiaj latają znacznie lepiej wypełnione. Statystyczny rejs ma obecnie zajętych 80 proc miejsc., a do końca roku ten wskaźnik ma jeszcze wzrosnąć. Dla pasażerów oznacza to jedno - w samolotach będzie coraz ciaśniej.
Linie zarabiają więcej, bo - jak mówią ich prezesi,którzy przyjechali do Kapsztadu - pasażerowie płacą tylko za to, co otrzymują. W praktyce oznacza to, że przewoźnicy zaczęli pobierać opłaty za to, co jeszcze do niedawna było darmowe. Chodzi przede wszystkim o stawki za przewóz bagażu oraz o płatne posiłki na pokładzie. Rekordzistą w tym względzie jest amerykański Sprint Air, który wprowadził 70 najróżniejszych opłat. A wszystkie linie amerykańskie w zeszłym roku ściągnęły w ten sposób 6,5 mld dol. Zdaniem szefa IATA linie stały się teraz znacznie bardziej pomysłowe w wyciąganiu pieniędzy od pasażerów i wprowadzają atrakcyjne usługi, za które pozyskują dodatkowe wpływy.