Pomysł dojrzewał w głowach szefów Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA) od dawna, bo auta elektryczne dobrze kojarzą się z ochroną środowiska, a i zainteresowanie sponsorów wydaje się całkiem poważne.
Mistrzostwa FIA Formuły E na razie mają wedle planu taki kształt: 10 zespołów wyścigowych, w każdym po dwóch kierowców i, uwaga, cztery jednomiejscowe auta na każde zawody. Cztery dlatego, że współczesne baterie samochodowe dużej mocy wystarczają na około 25 minut intensywnej jazdy, wobec tego gdy prądu zaczyna brakować, auto zostawia się w boksie technicznym na ładowanie („tankowanie") i pędzi dalej następnym, już naładowanym, i tak na zmianę, aż do mety.
Pierwszym dostawcą elektrycznych bolidów będzie firma Renault, ale dyrektor całego przedsięwzięcia, pan Alejandro Agag twierdzi, że spodziewa się jeszcze trzech do pięciu innych producentów w stawce – rozmowy trwają. Wiadomo także, że dostawcą opon będzie firma Michelin. Bazą teamów wedle założeń będzie Anglia, choć sposób przygotowania aut do wyścigów będzie taki jak zawsze: na torach, kilka dni przed imprezami.
Ostateczny kalendarz startów zostanie przedstawiony we wrześniu tego roku, lecz główne założenia nie są tajemnicą. Pierwszy sezon wyścigowy zaplanowano od września 2014 do czerwca 2015 roku. Cykl ma liczyć 10 imprez, w większości na torach miejskich, w najbardziej atrakcyjnych i znanych miejscach świata. Mówi się o Londynie, Rzymie, Pekinie, Rio de Janeiro, Buenos Aires, Putrajayi, Bankoku, Berlinie, Miami i Los Angeles.
Zawodów Formuły E nie będzie się nigdzie łączyć z rywalizacją innych serii wyścigów pojazdów benzynowych. – Skoro mamy być wiarygodni z naszymi hasłami o zerowej emisji spalin, to nie będziemy przecież psuć własnego wizerunku – uzasadnia Alejandro Agag.