Do takich wniosków prowadzi poświęcona wschodnim inwestycjom debata, która odbyła się w środę w Krynicy.
Do ekspansji na Wschód polskie firmy zachęcają przede wszystkim wyższe marże. – Rosja to konkurencyjny rynek, ale nadal dość nieefektywny, dlatego marże są wyższe niż w Polsce i na Zachodzie – tłumaczył Michał Sołowow, którego spółki – m.in. Synthos i Barlinek – łącznie zainwestowały na Wschodzie w produkcję i dystrybucję już 3,5 mld zł.
Z kolei Ukraina oferuje bardzo atrakcyjne koszty produkcji. Dlatego, uwzględniając koszty transportu, polskim firmom może się bardziej opłacać produkcja za wschodnią granicą niż w Chinach. – Jeśli klimat inwestycyjny na Ukrainie będzie się nadal poprawiał, to może się ona stać najbardziej atrakcyjnym dla nas rynkiem do inwestowania – podkreślił Ryszard Florek, założyciel i prezes Fakro, producenta okien dachowych.
Przyznał jednak, że w minionych kilku latach rentowność spółki na Ukrainie – gdzie ma ona 60 proc. rynku – wyraźnie spadła, ze względu na spowolnienie gospodarcze i wojnę cenową z duńską firmą Velux. – Trzeba się liczyć z tym, że inwestując na Wschodzie, nie uciekniemy przed konkurencją. Tam też będzie taka walka jak wszędzie indziej – ostrzegał prezes Fakro.
Nie wszystkie inwestycje polskich spółek na Wschodzie zakończyły się sukcesem. Jedną z najgłośniejszych porażek poniósł producent wódki CEDC, który po przejęciu w Rosji w 2008 r. trzech spółek popadł w tarapaty finansowe i ostatecznie – w połowie br. – został wchłonięty przez rosyjskiego konkurenta Russian Standard. Jak wskazywał Bogusław Chrabota, redaktor naczelny„Rz", większość firm, którym się nie powiodło, wini za to nieprzejrzyste prawo, lokalne układy i korupcję. – Dopóki na Wschodzie nie zlikwiduje się korupcji, nie rozmontuje układów oligarchicznych i nie uprości skomplikowanych procedur, dopóty biznes tam będzie wróżeniem z kart: raz się uda, a raz nie – podkreślił.