Większość ludzi przestanie zwracać uwagę na fińską firmę, gdy w marcu przejmie ją Microsoft. Nokia nie zniknie jednak z mapy biznesowej. Jej 56000 pracowników nadal będzie konkurować z Ericssonem w segmencie sieci bezprzewodowych i z Google, jeżeli chodzi o cyfrowe mapy. Firma będzie również na potęgę inwestować w nowe technologie.
Złe doświadczenia
Perspektywy transformacji Nokii są jednak oparte raczej na tym, czym firma nie była, niż na tym czym, może się stać. W ostatnich latach klienci bezprzewodowi niekiedy unikali fińskiego koncernu, w obawie, że produkcja telefonów ostatecznie zatopi cały statek. Także duże inwestycje w projektowanie map były de facto ignorowane przez potencjalnych nabywców, którzy nie chcieli kupować oprogramowania od firmy specjalizującej się w produkcji sprzętu.
– Nasi klienci zainwestowali bardzo wiele w nasze produkty i w nas – mówił przewodniczący rady nadzorczej, Risto Siilasmaa, podczas wywiadu udzielonego w tym tygodniu. Wszelkie obawy dotyczące naszej długoterminowej strategii źle temu służyły. Teraz zostały rozwiane.
W wywiadach szefowie Nokii – którzy po raz pierwszy mówią otwarcie o tej transakcji od czasu jej zawarcia – prezentują zupełnie inną kulturę korporacyjną, niż można by się spodziewać. Członkowie rady nadzorczej, z których wielu przyszło wraz z Siilasmaa w maju 2012 roku, zdawali sobie sprawę z problemów związanych z produkcją telefonów i domagało się rozwiązania od zarządu kierowanego przez Stephena Elopa.
– Ja i inni mieliśmy trzeźwy ogląd sytuacji – powiedział Mårten Mickos, fiński biznesmen, który wszedł do rady nadzorczej w 2012 roku. – Wiedzieliśmy, że to się może skończyć na kilka sposobów, ale liczba opcji jest ograniczona. Innymi słowy, dawny gigant telekomunikacyjny nie miał wielkiej swobody manewru.