Kiedy 30 lat temu Paul i Veerle D'haene z belgijskiego Lichtaart postanowili zająć się hodowlą kóz, znajomi nie kryli współczucia. – Kto w ogóle kupuje produkty z koziego mleka? – pytali.
Dziś takich wątpliwości nikt już nie ma. Większość mleka od 500 kóz hodowanych przez ich farmę De Polle zamienia się w jogurty, lody oraz sery: z rodzynkami, owinięte w szynkę, pleśniowe. Ich wytwarzaniem zajmuje się Veerle wraz z trzema pracownikami. Sprzedają je w przyzagrodowym sklepie, na jarmarkach, a także w restauracjach.
Nisza z potencjałem
– Gusta konsumentów się zmieniają, widać to chociażby w menu restauracji, w którym jest więcej sałatek i serów – mówi Veerle D'haene. – Na większe zakupy kozich produktów wpływ ma także fakt, że więcej osób niż kiedyś nie toleruje laktozy.
Właściciele De Polle zaczęli zastawiać się, w jakim kierunku powinna rozwijać się ich farma. Czy warto nadal zajmować się nie tylko przerabianiem mleka, ale także i turystyką. Postawili na sery, bo uznali, że mają największy potencjał. O radę poprosili miejscowe Centrum Innowacji ds. Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Efektem współpracy z nim jest m.in. udział Paul i Veerle w grupie, zajmującej się dystrybucją lokalnej żywności.
Moda na kozie sery dotarła już także nad Wisłę. – Polacy są coraz bardziej otwarci na nowości. Podróżują do Francji czy Włoch i chcą potem podobne produkty kupić w kraju – mówi Tadeusz Dałkowski, kierownik działu handlowego firmy Agro-Danmis Gramowscy, czołowego przetwórcy mleka koziego w Polsce.