To było dobre lato dla przewoźników. Ale nie dla wszystkich. Największe linie europejskie, Lufthansa i Air France, borykają się z protestami pracowników.
Piloci i stewardesy protestują przeciwko cięciu kosztów. A linie tną, bo muszą utrzymywać niskie ceny, inaczej pasażerów odbiorą im linie niskokosztowe – w zachodniej Europie są to Ryanair i easyJet. W naszym regionie dochodzą jeszcze Norwegian i Wizz Air.
Tanie córki gigantów
Już dwukrotnie strajkowały we wrześniu linie należące do Grupy Lufthansy, teraz, od poniedziałku, nie chcą pracować piloci Air France. Dziś mają otrzymać od zarządu kolejną ofertę ugody. Każdy dzień protestu to minimum 15 mln euro strat. Przez tydzień nie poleci sześć na dziesięć samolotów tego przewoźnika. Air France liczy jednak, że tak ostry protest będzie tylko w poniedziałek i pod koniec tygodnia osłabnie. „Ale 15 września możemy zagwarantować tylko 40 proc. naszych rejsów" – pisze linia w komunikacie.
Protest w Air France to efekt planów wzmocnienia taniego przewoźnika Transavia, którego flota ma się zwiększyć do 100 maszyn w 2017 roku z 41 obecnie. 40 pilotów Air France dostało już ofertę nie do odrzucenia przeniesienia się do low-costa. – Tylko w ten sposób będziemy w stanie funkcjonować w Europie – przyznaje Alexandre de Juniac, prezes Air France.
Europejscy przewoźnicy tradycyjni są zdeterminowani. Z jednej strony chcą utrzymać pasażerów gotowych zapłacić więcej za gwarancję możliwości przesiadki i podróży w komforcie, a z drugiej nie chcą oddać bardziej oszczędnych pasażerów.