W mieście Surat w zachodnich Indiach szlifierze spędzają 10-12 godzin dziennie w małych warsztatach na cięciu i polerowaniu 80 proc. diamentów świata, ale ta działalność istnieje dzięki używaniu gotówki, więc decyzja premiera z 8 listopada o wycofaniu z obiegu najwyższych nominałów pozbawiła pracy wielu tych ludzi. Tysiące pośredników z wąskich uliczek tego miasta nie ma nic do roboty.
Brak gotówki nie jest jedynym problemem tej branży zatrudniającej milion ludzi w Indiach, większości z nich w tym mieście. Kuracja wstrząsowa premiera Modi ma jeszcze bardziej utrudnić pranie pieniędzy uzyskanych z nielegalnej działalności czy uchylanie się od płacenia podatków, a to oznacza, że kupujący oszlifowane kamienie żądają dowodów odprowadzenia podatków, co często jest po prostu niemożliwe.
Główne firmy wydobywania diamentów, angielsko-amerykańska De Beers i mniejsze, kanadyjskie Stornoway Diamond i Dominion Diamond odnotowują spadek popytu i cen tańszych kamieni, używanych do produkcji mniej wystawnej biżuterii.
Sytuacja detalistów i segmentu luksusu
Sytuacja handlu detalicznego i kupujących brylanty jest mniej jasna. Niedobór gotówki również mocno zaszkodził popytowi w Indiach na precjoza z brylantami, a jest to trzeci na świecie rynek. To oznacza, że więcej tańszych oszlifowanych kamieni jest na eksport, powstał zatem przejściowy nadmiar na rynku, co daje niższe ceny hurtowe i sklepowe. Jeśli fachowcy od cięcia diamentów i ich szlifierze w Indiach nie będą mogli szybko wrócić do pracy, ta nadwyżka nie potrwa długo.
Kupujący w segmencie luksusowym nie mają powodów do obaw. Większość działalności jubilerskiej z wyższej półki mającej do czynienia z brylantami o wadze karata kosztującymi zwykle ponad 14 500 dolarów, jest pod ochroną, bo cięciem i szlifowaniem kamieni zajmują się też specjaliści w Izraelu, Belgii i większe firmy indyjskie, które dokonują transakcji za pośrednictwem banków.