Na to wskazuje dokument ujawniony wczoraj przez bank Barclays, a także wypowiedzi byłego już prezesa tej instytucji Boba Diamonda w Izbie Gmin.
Stopy LIBOR, stanowiące punkt odniesienia dla oprocentowania kredytów i innych produktów finansowych, których łączna wartość szacowana jest na ok. 360 bln dol., pokazują średnie koszty pożyczek na londyńskim rynku międzybankowym. Na zlecenie Brytyjskiego Stowarzyszenia Bankowców (BBA) oblicza je codziennie agencja Reutera na podstawie nadsyłanych przez banki szacunków, ile kosztowałyby je pożyczki na różne terminy i w różnych walutach. Od niemal dwóch lat w Wielkiej Brytanii, USA i kilku innych krajach toczą się śledztwa w sprawie manipulowania tymi danymi.
Pierwszy karę poniósł właśnie Barclays. Pod koniec czerwca w ramach ugody z władzami w USA i na Wyspach zgodził się zapłacić łącznie 450 mln dol. kar. W tym tygodniu z tego powodu ze swoich stanowisk ustąpili przewodniczący rady dyrektorów banku Marcus Agius i prezes Bob Diamond. Jednak obaj próbują bronić reputacji swojej instytucji.
Przed komisją skarbową Izby Gmin, niższej izby brytyjskiego parlamentu, Diamond żalił się wczoraj, że bank znalazł się w centrum skandalu tylko dlatego, że pierwszy zaczął współpracować ze śledczymi i przyznał się do nadużyć. Dlatego też pierwszy poniósł karę.
W sukurs poszedł mu unijny komisarz ds. konkurencji Joaquin Almunia, który na antenie CNBC przyznał wczoraj, że skandal na pewno nie zatrzyma się na brytyjskich granicach. Śledztwami od początku zresztą objęta jest większość banków uczestniczących w ustalaniu LIBORU, m.in. niemiecki Deutsche Bank i amerykański Citigroup.