Listopadowe posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej zapowiadało się ciekawie z powodu nowych prognoz departamentu analiz ekonomicznych NBP, z którymi zapoznali się członkowie tego gremium. Wydawało się, że mogą one mieć wpływ na postawę części z nich. Tymczasem największe zainteresowanie komentatorów wzbudziła decyzja RPP, aby od kwietnia 2018 r. banki nie musiały odprowadzać rezerwy obowiązkowej od depozytów przyjętych na co najmniej dwa lata oraz wpływów z emisji obligacji o takich terminach zapadalności. Od pozostałych środków nadal – tak jak od 2010 r. – będą musiały odprowadzić 3,5 proc.
W trosce o równość
– Uwaga, z jaką spotkała się obniżka stopy rezerwy obowiązkowej, była moim zdaniem związana z tym, że decyzja ta minimalnie rozluźnia politykę pieniężną, podczas gdy na rynku dominują oczekiwania, że będzie ona niedługo zaostrzana – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Piotr Kalisz, główny ekonomista banku Citi Handlowy. – To, że wniosek o obniżkę tej stopy zgłosił Łukasz Hardt, który zaliczany jest do jastrzębi, świadczy jednak o tym, że intencja była inna.
Sam Hardt na konferencji prasowej tłumaczył, że od ponaddwuletnich zobowiązań wobec podmiotów z zagranicy banki nie muszą odprowadzać rezerwy obowiązkowej. To oznacza, że krajowi deponenci są dyskryminowani. Uchwała RPP ma to zmienić. Hardt dodał jednak, że byłby zadowolony, gdyby skutkiem ubocznym tej decyzji był też wzrost oprocentowania długoterminowych depozytów.
Ekspansji nie będzie
Tak się raczej nie stanie. Zobowiązania banków z tytułu depozytów o terminach zapadalności powyżej dwóch lat wobec krajowych podmiotów (z pominięciem innych banków, banku centralnego i instytucji rządowych) wynoszą około 25 mld zł. To ułamek ich całkowitych zobowiązań, sięgających 1,1 bln zł.
– Wielkość rezerwy od środków zgromadzonych na ponad dwa lata to około 875 mln zł. Ta kwota zostanie prawdopodobnie ulokowana w bonach pieniężnych, których oprocentowanie wynosi 1,5 proc. Oprocentowanie rezerwy obowiązkowej to obecnie 1,35 proc. Dodatkowy przychód całego sektora bankowego z tytułu tej operacji wyniesie więc 1,3 mln zł – wylicza Jakub Borowski, główny ekonomista banku Credit Agricole w Polsce. – Nawet gdyby banki w całości ten dodatkowy przychód przełożyły na oprocentowanie lokat, to mogłyby je podnieść o 0,15 pkt proc. To nie jest zmiana, która mogłaby wpłynąć na skłonność oszczędzających do zamrażania pieniędzy na dłuższy okres – dodaje.