JPMorgan Chase & Co. szacuje, że europejskie banki, które są zaangażowane w Europie Środkowo-Wschodniej, mogą potrzebować 32 – 40 mld euro dodatkowego kapitału do 2010 r. Powód? Straty na kredytach w naszym regionie Europy. JPMorgan ocenia, że na przykład austriackie banki, takie jak Raiffeisen International i Erste Group Bank, mogą potrzebować 5 mld euro z powodu zagrożonych kredytów w środkowo-wschodniej Europie.Skala wszystkich potrzeb kapitałowych dla instytucji w naszej części Starego Kontynentu wyliczona m.in. przez Bank Światowy jest znacznie większa.
Banki w Europie Wschodniej potrzebują ok. 120 mld dolarów na wzmocnienie swoich kapitałów – twierdzi prezes Banku Światowego Robert Zoellick w wywiadzie dla „Süddeutsche Zeitung”. Wymienia takie państwa jak Rosja, Ukraina i Turcja. Jego zdaniem banki w Europie Środkowej potrzebują jeszcze kolejnych 40 – 45 mld dolarów.
Zdaniem prezesa EBOR Thomasa Mirowa gdyby w naszym regionie miał się zrealizować najgorszy scenariusz, na dokapitalizowanie banków byłoby potrzebne nawet 150 mld euro.
Czy spółki matki banków ze wschodniej i środkowej Europy są na to gotowe? Na pewno nie wszystkie. Niektóre z nich muszą prosić o państwową pomoc. A jak już ją dostaną, to z reguły mają zakaz dzielenia się nią z zależnymi, zagranicznymi spółkami. – Nie jest to dziwne. Ten, co daje publiczną pomoc, zwykle stawia warunki. Pieniądze, które trafiają do zachodnich banków, to środki tamtejszych podatników. Nie są oni z pewnością zainteresowani tym, żeby ich pieniądze trafiały za granicę – mówi Wojciech Kwaśniak, doradca prezesa NBP.
Austriacki rząd, który wsparł finansowo Raiffeisena, pozwolił, żeby te pieniądze bank wykorzystał także na pomoc swoim zależnym spółkom. Według nadzoru finansowego polskie banki nie potrzebują teraz awaryjnego wsparcia finansowego. Poza tym większość banków nie będzie wypłacać dywidendy z zysku za 2008 r., a zarobione pieniądze zwiększą kapitały. Gdyby jednak doszło do takiej sytuacji, to zdaniem Wojciecha Kwaśniaka tylko spółki matki w dobrej kondycji będą w stanie pomóc córce. – Pozostali będą prosić o publiczną pomoc lub będą chcieli sprzedać swoje zagraniczne spółki – uważa doradca prezesa NBP.