- Firmy z niecierpliwością czekają na system poręczeń i gwarancji, który obiecał rząd. Sytuacja jest już bardzo poważna – przyznaje Marek Michałowski, szef Budimeksu. Według niego banki już nie tylko ograniczają liczbę nowych kredytów dla biznesu czy podnoszą koszty, ale coraz częściej także życzą sobie gwarancji w postaci gotówki.
Na początku grudnia 2008 r. premier Donald Tusk zapowiedział rozkręcenie systemu rządowych gwarancji i poręczeń dla firmowych kredytów. Bank Gospodarstwa Krajowego został nawet dokapitalizowany kwotą ponad 3,5 mld zł, co miało się przyczynić do wzrostu akcji kredytowej o 20 mld zł.
Ale po siedmiu miesiącach od tych deklaracji wciąż niewiele firm może skorzystać z rządowego programu. BGK sam poręczył co najwyżej kilka kredytów dla największych firm, ale wciąż nie podpisał umów z bankami komercyjnymi (które mają udzielać firmom gwarantowanych przez państwo kredytów). – BGK jest gotowy podpisywać umowy z bankami. Trwają jeszcze negocjacje, ale w ciągu najbliższych tygodni mają się zakończyć – zapewnia Ewa Balicka-Sawiak, rzecznik prasowy BGK.
Ale nieoficjalnie „Rz" dowiedziała się, że kośćmi niezgody są zbyt wysoka marża, której spodziewa się BGK oraz to, że banki wolałyby gwarancje nie na połowę wartości kredytu, ale na więcej, bo na 75 proc.
– Zaproponowana cena gwarancji jest wysoka (2 proc. w ciągu roku) i trzeba ją zapłacić z góry – tłumaczy dyrektor jednego z banków. – To miała być przecież pomoc dla firm, a nie drogi instrument finansowy.