Impulsem do silnej przeceny akcji Deutsche Banku były doniesienia magazynu „Focus" o tym, że niemiecka kanclerz Angela Merkel wykluczyła jakąkolwiek państwową pomoc dla tego pożyczkodawcy przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi. Odmówiła nawet, by rząd lobbował w Waszyngtonie za obniżeniem kary, jaką Deutsche Bank ma zapłacić za nadużycia przy sprzedaży instrumentów finansowych opartych na amerykańskich kredytach hipotecznych przed 2008 r. Departament Sprawiedliwości zażądał za te grzechy od największego niemieckiego pożyczkodawcy 14 mld USD kary. Deutsche Bank odłożył jednak na tego typu koszty jedynie około 6 mld USD. Inwestorzy obawiają się więc, że będzie musiał zebrać dodatkowy kapitał.

Deutsche Bank jest pod presją już od dłuższego czasu. Jego akcje straciły od października około 60 proc., a kapitalizacja spadła poniżej 15 mld euro. – O ile można zrozumieć niechęć niemieckich polityków do pomagania bankowi, gdy do wyborów został rok, o tyle wątpliwości wzbudza sens głośnego ogłaszania tej niechęci w czasie, gdy rynki i tak już denerwują się o pozycję kapitałową Deutsche Banku. To jak czerwona flaga na byka, jeśli bierzemy pod uwagę to, że Deutsche Bank jest zbyt wielki, by upaść, a rynki mogą przetestować postawę niemieckiego rządu. Dalsze spadki, poniżej 10 euro za akcję, wydają się możliwe, co zwiększy presję na regulatorów i polityków, by wkroczyli do akcji – wskazuje Michael Hewson, analityk z CMC Markets.

– Wielu inwestorów ma przeczucie, że Berlin będzie zmuszony działać, by uniknąć straty kluczowej instytucji finansowej. Przeczucia jednak nie zawsze prowadzą do najlepszych decyzji rynkowych – zauważa z kolei Chris Beauchamp, analityk firmy IG Index.

Deutsche Bank zaprzecza jednak, by zwracał się o jakąkolwiek pomoc do Merkel. – Deutsche Bank jest zdeterminowany, by samemu rozwiązać swoje problemy. Obecnie nie istnieje kwestia podwyższenia kapitału. Spełniamy wszystkie wymogi regulatorów – zapewnia John Crayn, prezes Deutsche Banku.