– Myślę, że to najwyższy czas, by słowa „na końcu zawsze wygrywają Niemcy" odeszły w zapomnienie. Spoczywajcie w pokoju – skomentował zwycięstwo Anglików na Wembley autor słynnego powiedzenia Gary Lineker.
To już drugi turniej z rzędu, na którym Niemcy nie potrafią sprostać oczekiwaniom i w słabym stylu żegnają się z mistrzostwami. Trzy lata po klęsce na mundialu w Rosji, gdzie nie wyszli z grupy, po raz pierwszy za kadencji Joachima Loewa odpadli z Euro wcześniej niż w półfinale. „Die Welt" pisze o gorzkim końcu ery słynnego selekcjonera.
Niemcy zaczynają nowe życie z Hansim Flickiem u steru, a Anglicy kontynuują sen o finale na Wembley. Uporali się z traumą, pokonali wreszcie Niemców w fazie pucharowej dużego turnieju i przenoszą się na chwilę do Rzymu, by zagrać z Ukrainą.
Telewizja Sky Sports twierdzi, że po odpadnięciu Francji, Portugalii i Holandii przed Anglią otwiera się największa szansa na sukces od wygranego mundialu 1966. Faworyta w zespole Garetha Southgate'a upatrują także bukmacherzy, m.in. William Hill.
Jeśli Anglicy uporają się z Ukraińcami, trafią na Czechów lub Duńczyków. Nic dziwnego, że na Wyspach zapanowała euforia i kibice widzą już reprezentację w finale. Przestrogą powinno być jednak poprzednie Euro, podczas którego na ziemię sprowadziła ich Islandia.